Większość scen rozgrywa się na kilkunastu metrach kwadratowych, gdzie nie ma niczego. Jest za to dziesięciu mężczyzn, a wśród nich m.in. żyd, komunista i on – „męczennik miłości” z Oświęcimia, jak nazwał go Paweł VI.
Koniec początkiem
Film Triumf serca, poświęcony św. Maksymilianowi, w reżyserii Amerykanina Anthony’ego D’Ambrosio, jest produkcją nieoczywistą. Jego fabuła rozpoczyna się tam, gdzie wszyscy inni widzieliby jej zakończenie – w celi śmierci. I tu od razu nasuwa się refleksja: czy dla nas koniec nie jest początkiem? Śmierć – przejściem do życia? Przegrana – zwycięstwem? Jaki byłby sens ofiary z życia o. Maksymiliana bez wiary w życie wieczne? Jaką wartość miałyby nasze codzienne wysiłki, trud i poświęcenie, gdyby nie nadzieja nieba? Czy naszym zadaniem nie jest to, by – jak często powtarzamy w naszej redakcji – sięgać głębiej i patrzyć dalej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Film bardzo wciąga. Widzowi trudno jest oderwać wzrok od ekranu, z wyjątkiem kilku naturalistycznych obrazów. Ich charakter jednak, biorąc pod uwagę specyfikę produkcji, jest jak najbardziej uzasadniony. Sceny z „tu i teraz” są bardzo umiejętnie przeplatane retrospekcjami z przeszłości poszczególnych bohaterów, a właściwe proporcje między nimi zostały zachowane. Żadna z nich się nie dłuży, nie ma czasu ani miejsca na nudę.
Zaskoczenie
Reklama
Duża w tym zasługa aktorów, z Marcinem Kwaśnym w roli głównej. Jak przyznał, zagranie o. Maksymiliana było dla niego jak dotąd największym aktorskim wyzwaniem, a najtrudniejsze było przedstawienie procesu „dojrzewania do śmierci”. I chociaż siłą rzeczy dochodzi do momentów granicznych, to wcześniej nie brakuje radosnych chwil. Niezwykle budująca jest scena, w której więźniowie, łącznie z komunistą, śpiewają dumnie Rotę, a o. Maksymilian oznajmia jednemu z żołnierzy twarzą w twarz: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”.
Duże wrażenie wywołuje też rozmowa o. Kolbego z Karlem Fritzschem, zastępcą komendanta obozu Auschwitz-Birkenau (w tej roli Christopher Sherwood). Na pytanie franciszkanina, dlaczego Niemiec nie może wypuścić więźniów, ten odpowiada: „Jesteś człowiekiem mediów. Znasz siłę opowieści”.
Podobnie jak nieoczywisty jest początek filmu, tak dużo bardziej nieoczywiste, a wręcz zaskakujące jest jego zakończenie, do tego stopnia, że „męczennik miłości” łapie się za głowę...
Hołd dla miłości
W homilii podczas Mszy św. kanonizacyjnej bł. Maksymiliana Jan Paweł II powiedział: „Maksymilian nie umarł, ale oddał życie za brata”. Dlatego, jak czytamy na stronie internetowej rafaelfilm.pl , dystrybutora filmu w Polsce, „Triumf serca to nie tylko historia męczeństwa, lecz przede wszystkim hołd dla miłości, która – i to jest duchowe przesłanie filmu – jest twórcza i silniejsza niż śmierć. W świecie pełnym podziałów i konfliktów Triumf serca staje się uniwersalnym apelem o dobro, wiarę i człowieczeństwo”.