Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Rycerz w schronisku

O żywej anegdocie, Zadymce Jazzowej i tajemnicach schroniska z Januszem Szeją rozmawia Mariusz Rzymek.

Niedziela bielsko-żywiecka 4/2024, str. IV

[ TEMATY ]

Rycerze Jana Pawła II

Janusz Szeja

Rycerz św. Jana Pawła II i gospodarz schroniska PTTK na Szyndzielni

Rycerz św. Jana Pawła II i gospodarz schroniska PTTK na Szyndzielni

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mariusz Rzymek: Jak to się stało, że związał Pan swoje losy ze schroniskiem na Szyndzielni?

Janusz Szeja: Jestem jednym z nielicznych, którzy chwalą sobie stan wojenny. Jego prawodawstwo znacznie ograniczyło możliwość podróżowania, przez co trafiłem na narty na Szyndzielnię. Dzięki temu w położonym pod tym szczytem schronisku poznałem przyszłą żonę. Wcześniej Beskid Śląski omijałem szerokim łukiem. Od przyjazdu tutaj odstraszały mnie dzikie tłumy turystów. Zanim tu trafiłem, odwiedzałem miejsca, gdzie było znacznie spokojniej. Tymczasem przepisy stanu wojennego ograniczyły mi te wyjazdy i nie dały wyboru.

Co stanowi o specyfice schroniska na Szyndzielni?

Bliskość miasta i kolejka gondolowa powoduje, że nikt nie traktuje schroniska na Szyndzielni jak typowej górskiej noclegowni. Dla turystów plecakowych jest to miejsce startu do wędrówki w Beskid Ślaski. Z kolei dla tych, co z niej wracają, to chwilowy przystanek przed zejściem w dół. Nawet przy pobytach weekendowych nasze schronisko zapełnia się jako ostatnie. Najpierw ludzie idą na Klimczok, Błatnią, a jak tam noclegi są zajęte, to zostają u nas. Generalnie Szyndzielnia bazuje na gastronomii. Noclegi mamy wykorzystane średnio w skali rocznej poniżej 20 procent. Obecnie dużo zagląda do nas rowerzystów i biegaczy. Dla nich Szyndzielnia stała się Mekką ze względu na różnorodność tras. Mimo tego wciąż jesteśmy takim sztandarowym punktem na mapie wyjątkowych atrakcji turystycznych Bielska-Białej dla turystów niewykwalifikowanych. Każdy, kto tylko tutaj przyjeżdża, ma w planie do nas zawitać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zadymka Jazzowa jest jedną z imprez, które rozsławiły Szyndzielnię. Jacy artyści zapadli Panu głęboko w pamięć?

Względy zdrowotne spowodowały, że Jan Ptaszyn Wróblewski do nas ostatnio nie dociera. Tak jest od ostatnich dwóch lat. Wcześniej bywał u nas co roku. Wyjątkowe wspomnienia mam z Eliną Duni, albańską gwiazdą tego festiwalu. Nikt jej nie powiedział, że koncert w schronisku nie będzie miał kameralnego charakteru. Tak już jest, że na finał trzeba się inaczej szykować. Wtedy jest głośno, żywiołowo i zabawowo. Duni się tego nie spodziewała i to ją bardzo zaskoczyło. Cofając się w czasie, pamiętam, jak na pierwszej Zadymce prezentował się szkolny band z braćmi Golec oraz jaki elektryczny występ dali Kubańczycy na czele z Jose Torresem. Tego nie da się zapomnieć.

Reklama

Jakie wydarzenie związane z Zadymką przerodziło się w żywą anegdotę?

Zbigniew Namysłowski grał u nas z zakopiańskimi góralami. Po koncercie zwoziłem go razem z Urszulą Dudziak do kolejki. Siedzieli w saniach, które ciągnął skuter. W pewnym momencie Z. Namysłowski zaproponował góralom, którzy schodzili pieszo, aby dosiedli się do niego. Ci ochoczo na to przystali. Po tym dociążeniu sanie stały się niesterowne. Cała ta podróż zakończyła się wywrotką. Z głębokiego śniegu dość szybko wydostał się Z. Namysłowski, który tuląc do siebie instrument, spuentował: „Na szczęście nic ci się nie stało”. W tym czasie U. Dudziak próbowała wydostać się z zaspy, na co nawet nie zwrócił uwagi.

Zadymka przypada na sezon zimowy. Nie sprawia to kłopotów organizacyjnych?

Nazwa Zadymka zobowiązuje. Pewnie dlatego pogoda płatała nam figle. Nieraz było już tak, że koncerty trwały, gdy na zewnątrz temperatura spadała poniżej 30 stopni Celsjusza. Te anomalia powodowały, że z zaparowanych szyb spływała woda. Wtedy w uchylonych oknach na sali jadalnej pojawiały się lodowe stalaktyty, który trzeba było szybko stłuc. Podczas takiej aury nie można było odpalić ani skuterów, ani ratraku, bo zamarzło w nich paliwo. Ci goście, którzy zeszli na dół, też nie mieli pożytku ze swoich aut. Akumulatory nie odpowiadały.

Reklama

Jakie tajemnice skrywa obiekt, którym Pan zarządza?

Kiedy schronisko było pod pieczą niemieckiej organizacji „Beskidenverein”, wtedy miało na dole winiarnię. Moi synowie twierdzili, że skoro otwarto w nim taki przybytek, to z pewnością w jego podziemiach uda się odnaleźć piwniczkę z winami. I rzeczywiście niedawno odkryliśmy piwnice, które być może służyły jako składzik, ale bez zawartości. Na inny ciekawy ślad z zamierzchłych czasów natrafiliśmy obok alpinarium. Chodzi tutaj o symboliczną mogiłę syna założyciela alpinarium Edwarda Schnacka, który zginął na froncie wschodnim. Znajdował się na nim kamienny medalion, który udało się nam zidentyfikować jako symbol z odznaki „Beskidenverein”. Kolejnym przejawem dawnych dziejów jest kolekcja bogato ilustrowanych pocztówek z czasów otwarcia schroniska. W rękach hobbistów znajdują się takie rarytasy jak widokówka z datownikiem, która wskazuje, że została ostemplowana w schronisku w dniu jego otwarcia. Warto przypomnieć, że wraz z początkiem jego istnienia, działał w nim punkt pocztowy.

Szyndzielnia jest miejscem odpoczynku fizycznego, ale i duchowego. Od kiedy sprawowane się w nim niedzielne Eucharystie?

Msze św. w schronisku mają niemal tyle lat, ile liczy bielska parafia św. Andrzeja Boboli. To duszpasterzujący w niej pallotyni dali im początek. Zawsze można w nich uczestniczyć w ostatnią niedzielę miesiąca od maja do końca września o godz. 10.00. W razie niepogody celebrowane są w dolnym bufecie, a jak jest ładnie, to na tarasie od strony Klimczoka. Miejsce to dekoruje drewniany krzyż, na którym wisi korona cierniowa przywieziona z pielgrzymki do Medjugorie. Okazjonalną liturgię we wnętrzu schroniska sprawują grupy formacyjne, które wędrują po górach z kapłanem. Jeśli jest taka potrzeba, to udostępniamy im jakieś pomieszczenie. Innym przejawem wsparcia inicjatyw religijnych jest otwartość schroniska na uczestników Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Do ich dyspozycji zawsze udostępniona jest stołówka, czajnik oraz toalety. No i na polanie, którą dzierżawimy, odbywa się organizowana przez franciszkanów „Ewangelizacja w Beskidach”.

Reklama

Mieszkając na wysokości powyżej tysiąca metrów, człowiek na co dzień obcuje z przyrodą. Co jest chlebem powszednim takich kontaktów?

Dzikich zwierząt widziałem całe tabuny. Stałymi bywalcami są u nas jelenie, sarny, lisy, kuny i niestety dziki, które zachowują się jak typowe szkodniki. Wschody zachody słońca, blask spadających gwiazd, tego nie zastąpią żadne pieniądze świata. Jeśli ktoś pracuje w schronisku, to wie, że to jest dar, posługa, a nie biznes. Przyroda uduchawia i sprawia, że człowiek chce być lepszy.

Goprowcy, do grona których Pan należy, zawsze byli blisko Kościoła, jak to jest obecnie?

Za kadencji Jurka Siodłaka, naczelnika beskidzkiej grupy GOPR, po raz pierwszy organizowane były pielgrzymki goprowców na Jasną Górę. Na początku frekwencja była bardzo duża. Obecnie uczestniczą w niej tylko seniorzy. Młode pokolenie praktycznie się na nich nie zjawia. Podobnie jest na Szyndzielni. Ostatnia Msza św., jaką mamy, sprawowana jest w intencji goprowców. Zasadniczo zjawia się na niej starsze pokolenie, ale już nie w takiej liczbie jak kiedyś.

Co było impulsem do wstąpienia w szeregi Rycerzy Jana Pawła II?

Do Rycerzy św. Jana Pawła II ściągnął mnie Benon Wylegała, którego znałem za sprawą różnych inicjatyw, jakie podejmował w pallotyńskiej parafii. To on wraz z ks. Piotrem Markiem organizował spotkania z charyzmatykami: o. Bashoborem i o. Antonello. Pozytywnie odpowiedziałem na jego zaproszenie dopiero po roku. Rycerzem komandorii bielsko-żywieckiej zostałem w uroczystość Chrystusa Króla w 2020 r. Muszę przyznać, że bardzo mocno przemawiają do mnie charyzmaty, które odnajduję w rycerskiej wspólnocie. Dzięki nim lepiej odkrywam i zgłębiam nauczanie Jana Pawła II. Kiedy człowiek jest zawodowo zagoniony, wtedy nie zawsze ma czas na taką lekturę. Teraz, powoli przechodząc na emeryturę, mam coraz więcej godzin do dyspozycji. Studiuję więc zalecone teksty i omawiam je na grupowych spotkaniach. W Rycerstwie na nowo odkryłem charyzmat ojcostwa. Wraz z innymi współbraćmi chcę swoim przykładem wskazywać kierunek tym, którzy jeszcze nie odkryli, że jedynie wierność Bogu sprawia, że małżeństwo i rodzina w pełni odkrywają szczęście.

2024-01-23 14:20

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jesteśmy mu to winni

Niedziela warszawska 13/2023, str. I

[ TEMATY ]

Rycerze Jana Pawła II

Br Bartłomiej Niemirski

Dr Krzysztof Wąsowski

Dr Krzysztof Wąsowski

O atakach na św. Jana Pawła II, skutecznej obronie dobrego imienia Papieża i inicjatywach, w które powinniśmy się włączyć, z dr. Krzysztofem Wąsowskim rozmawia Łukasz Krzysztofka.

Łukasz Krzysztofka: 2 kwietnia w Warszawie i wielu miejscowościach w Polsce odbędą się Marsze Papieskie, współorganizowane przez Rycerzy św. Jana Pawła II. Gdzie rozpocznie się główny marsz?

Krzysztof Wąsowski: Na Rondzie Dmowskiego w Warszawie o godz. 11.00. Stamtąd przejdziemy pod archikatedrę św. Jana Chrzciciela przy ul. Świętojańskiej. Tam o godz. 12.30 zostanie odprawiona Msza św. To jest akurat Niedziela Palmowa, więc można nawet przyjść z palmami.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

A.Duda: budowanie bezpieczeństwa wymaga "absolutnej współpracy" między władzami w Polsce

2024-05-15 12:57

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

Katar

PAP/Marcin Obara

Budowanie bezpieczeństwa wymaga "absolutnej współpracy" między władzami w Polsce - powiedział w środę prezydent Andrzej Duda podczas briefingu prasowego w Dausze.

Prezydent, który przebywa w Katarze, podkreślił podczas spotkania z polskimi mediami, że najważniejszą kwestią, która w tym momencie wymaga "absolutnej współpracy pomiędzy władzami w Polsce", jest budowanie bezpieczeństwa na wszelkich możliwych polach, w tym bezpieczeństwa granic czy bezpieczeństwa energetycznego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję