Nawiązując do odczytanej Ewangelii o weselu w Kanie Galilejskiej papież zwrócił uwagę, że powtarza się ono „w każdym pokoleniu, każdej rodzinie, w każdym i każdej z nas pragnących sprawić, aby nasze serca mogły się opierać na miłości trwałej, płodnej i radosnej”.
Reklama
Rozważając „drogę Kany” w życiu Matki Bożej Franciszek zaznaczył, że jest „jest Ona czujna” i „dla innych” i dlatego zdaje sobie sprawę z braku wina. Przypomniał, że „wino jest znakiem radości, miłości, obfitości” i zwrócił uwagę, że w wielu przypadkach brak tych cech można zauważyć u nastolatków i ludzi młodych, samotnych i zasmuconych kobiet, osób starszych. - Brak wina może być również skutkiem braku pracy, choroby, trudnych sytuacji, jakich doświadczają nasze rodziny - powiedział papież. Dodał, że „Maryja nie jest matką «roszczeniową», nie jest teściową, która czuwa, żeby nacieszyć się naszym brakiem doświadczenia, błędami lub nieuwagą. Maryja jest Matką: jest blisko, czujna i troskliwa”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Papież wskazał na wagę nieustannej modlitwy, która „wyrywa nas ze sfery naszych obaw, sprawia, że przezwyciężamy to, co nas boli, pobudza nas czy wręcz każe zwrócić się ku naszym bliźnim, wczuć się w ich położenie, «wejść w ich buty»”. - Rodzina jest szkołą, w której modlitwa przypomina nam również, że mamy bliźniego, w najbliższym otoczeniu, którego widzimy: żyjącego pod jednym dachem, dzielącego życie i będącego w potrzebie - powiedział Ojciec Święty.
Franciszek podkreślił potrzebę „służby”, która stanowi kryterium prawdziwej miłości i której uczymy się szczególnie w rodzinie. - W rodzinie nikt nie jest odrzucany; w niej uczymy się prosić o pozwolenie, nie popadając w serwilizm, mówić „dziękuję”, dając wyraz szczeremu docenieniu tego, co otrzymujemy, opanowania agresji lub chciwości i proszenia o przebaczenie, gdy wyrządzimy jakieś zło - powiedział Franciszek. Nazwał rodzinę „najbliższym szpitalem, pierwszą szkołą dla dzieci, niezbędną grupą odniesienia dla ludzi młodych, najlepszym schronieniem dla osób starszych”.
Reklama
- Rodzina jest wielkim „bogactwem społecznym”, którego inne instytucje nie mogą zastąpić. Musi być wspomagana i stymulowana, aby nigdy nie utracić właściwego znaczenia usług, jakie społeczeństwo świadczy swoim obywatelom. Nie są one bowiem jakąś formą jałmużny, ale prawdziwym „zadłużeniem społecznym” wobec instytucji rodziny, która wnosi tak wiele do wspólnego dobra wszystkich - mówił papież. Zwrócił uwagę, że rodzina tworzy także mały Kościół, „Kościół domowy”, który wraz z życiem przekazuje czułość i miłosierdzie Boga.
Reklama
Franciszek nawiązał do Zwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów poświęconego rodzinie, który odbędzie się w październiku br. w Rzymie i podkreślił, że jego celem jest prawdziwe duchowe rozeznanie i znalezienie konkretnych rozwiązań wielu trudnych i ważnych wyzwań, z jakimi rodzina musi się dzisiaj zmierzyć. Ojciec Święty zachęcił do modlitwy w intencji tego wydarzenia.
Rozważając dalej cud przemienienia wody w wino Franciszek przypomniał, że goście weselni skosztowali najlepszego z win. Wyraził nadzieję, że „nadchodzi czas, w którym zakosztujemy codziennej miłości, w którym nasze dzieci odkryją na nowo wspólną nam przestrzeń, a dorośli będą mieć udział w codziennych radościach”.
- Najlepsze wino nadchodzi dla każdej osoby, która podejmuje ryzyko miłości. Nadchodzi ono, mimo iż wszystkie dane i statystyki mówią inaczej; najlepsze wino przyjdzie do tych, którzy dziś widzą, że wszystko się wali. Szepcąc te słowa, trzeba w nie uwierzyć: najlepsze wino dopiero nadejdzie - i powtarzać je zrozpaczonym i niekochanym - wezwał papież.
Podkreślił, że Bóg zawsze zbliża się do „tych, którym zabrakło wina, którzy muszą tylko pić strapienia; Jezus ma słabość do marnowania najlepszego wina z tymi, którzy z tego czy innego powodu czują, iż rozbiły się im wszystkie stągwie”.
Publikujemy tekst papieskiej homilii.
Usłyszany przed chwilą fragment Ewangelii jest pierwszym wymownym znakiem, opisanym w Ewangelii św. Jana. Troska Maryi, która zamieniła się w prośbę skierowaną do Jezusa: „Nie mają już wina” i odniesienie do „godziny” zostaną później zrozumiane w relacjach o Męce Pańskiej.
Reklama
Dobrze, że tak się dzieje, bo pozwala to nam zobaczyć pragnienie Jezusa, by nauczać, towarzyszyć, leczyć i radować, zaczynając od tej skargi Jego Matki: „Nie mają już wina”.
Wesele w Kanie powtarza się w każdym pokoleniu, każdej rodzinie, w każdym i każdej z nas pragnących sprawić, aby nasze serca mogły się opierać na miłości trwałej, płodnej i radosnej. Dajmy miejsce Maryi; „Matce”, jak mówi ewangelista. Przejdźmy wraz z Nią drogę Kany.
Maryja jest czujna na tym rozpoczętym już weselu, jest zatroskana o potrzeby nowożeńców. Nie pogrąża się w zadumie, nie zamyka się w swoim świecie, jej miłość sprawia, że jest Ona „dla innych”. I dlatego zdaje sobie sprawę z braku wina. Wino jest znakiem radości, miłości, obfitości. Jakże wielu z naszych nastolatków i ludzi młodych dostrzega, że w ich domach już od dawna go nie ma. Jakże wiele kobiet samotnych i zasmuconych zadaje sobie pytanie, czy miłość odeszła, wyparowała z ich życia. Jakże wiele osób starszych czuje się wykluczonych ze świętowania swoich rodzin, zostało postawionych w kącie i nie może napić się codziennej miłości. Brak wina może być również skutkiem braku pracy, choroby, trudnych sytuacji, jakich doświadczają nasze rodziny. Maryja nie jest matką „roszczeniową”, nie jest teściową, która czuwa, żeby nacieszyć się naszym brakiem doświadczenia, błędami lub nieuwagą. Maryja jest Matką: jest blisko, czujna i troskliwa.
Reklama
Ale Maryja z ufnością idzie do Jezusa, Maryja prosi. Nie idzie do gospodarza wesela: bezpośrednio przedstawia trudności małżonków swojemu Synowi. Otrzymana odpowiedź wydaje się zniechęcająca: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” (J 2,4). Tymczasem jednak złożyła ten problem w rękach Boga. Jej troska o potrzeby innych przyspieszyła „godzinę” Jezusa. Maryja jest częścią tej godziny, od żłóbka po krzyż. Ona, która „potrafi przemienić stajnię dla zwierząt w dom Jezusa, ze skromnymi pieluszkami i z olbrzymią czułością” (EG 286) i także nas przyjęła jako dzieci, gdy miecz przeniknął Jej serce, uczy nas składania naszych rodzin w rękach Boga; uczy modlitwy, rozpalając nadzieję, która nam wskazuje, że nasze troski są również troskami Boga.
Nieustanna modlitwa wyrywa nas ze sfery naszych obaw, sprawia, że przezwyciężamy to, co nas boli, pobudza nas czy wręcz każe zwrócić się ku naszym bliźnim, wczuć się w ich położenie, „wejść w ich buty”. Rodzina jest szkołą, w której modlitwa przypomina nam również, że mamy bliźniego, w najbliższym otoczeniu, którego widzimy: żyjącego pod jednym dachem, dzielącego życie i będącego w potrzebie.
Reklama
I w końcu Maryja działa. Słowa: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5) skierowane do sług, są także zachętą dla nas, abyśmy oddali się do dyspozycji Jezusowi, który przyszedł nie po to, aby mu służono, lecz aby służyć. Służba stanowi kryterium prawdziwej miłości. A uczymy się jej szczególnie w rodzinie, w której stajemy się sługami ze względu na wzajemną miłość. W rodzinie nikt nie jest odrzucany; w niej „uczymy się prosić o pozwolenie, nie popadając w serwilizm, mówić «dziękuję», dając wyraz szczeremu docenieniu tego, co otrzymujemy, opanowania agresji lub chciwości i proszenia o przebaczenie, gdy wyrządzimy jakieś zło. Te małe gesty szczerej uprzejmości pomagają budować kulturę życia dzielonego z innymi i szacunku dla tego, co nas otacza” (LS 213). Rodzina jest najbliższym szpitalem, pierwszą szkołą dla dzieci, niezbędną grupą odniesienia dla ludzi młodych, najlepszym schronieniem dla osób starszych. Rodzina jest wielkim „bogactwem społecznym”, którego inne instytucje nie mogą zastąpić. Musi być wspomagana i stymulowana, aby nigdy nie utracić właściwego znaczenia usług, jakie społeczeństwo świadczy swoim obywatelom. Nie są one bowiem jakąś formą jałmużny, ale prawdziwym „zadłużeniem społecznym” wobec instytucji rodziny, która wnosi tak wiele do wspólnego dobra wszystkich.
Rodzina tworzy także mały Kościół, „Kościół domowy”, który wraz z życiem przekazuje czułość i miłosierdzie Boga. W rodzinie wiara miesza się z mlekiem matki: doświadczając miłości rodzicielskiej odczuwamy, jak bliska jest miłość Boga.
To w rodzinie dzieją się cuda z tym, co posiadamy, z tym, czym jesteśmy, z tym, co mamy pod ręką... Nieraz nie jest idealna, nie jest tym, o czym marzymy, ani tym, czym „powinna być”. Nowe wino wesela w Kanie Galilejskiej rodzi się w stągwiach służących do oczyszczenia, czyli miejscach, w których wszyscy porzucali swój grzech... „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). W rodzinie każdego z nas oraz we wspólnej rodzinie, jaką wszyscy tworzymy niczego się nie odrzuca, nic nie jest bezużyteczne. Tuż przed rozpoczęciem Roku Jubileuszowego Miłosierdzia, Kościół odbędzie Zwyczajny Synod Biskupów poświęcony rodzinie, aby dojrzało prawdziwe duchowe rozeznanie oraz aby znaleźć konkretne rozwiązania wielu trudnych i ważnych wyzwań, z jakimi rodzina musi się dzisiaj zmierzyć. Zachęcam was do wzmożenia modlitwy w tej intencji, aby nawet to, co uważamy za nieczyste, co nas gorszy lub przeraża Bóg - sprawiając, by nadeszła Jego „godzina” - zechciał przekształcić w cud.
Reklama
Wszystko zaczęło się, od tego, że „nie mieli wina” i wszystkiego tego można było dokonać, ponieważ Niewiasta - Dziewica - będąc czujną, potrafiła złożyć w rękach Boga swoje troski oraz działała mądrze i odważnie. Ale niemniej ważny jest rezultat końcowy: skosztowali najlepszego z win. I to jest dobra wiadomość: zostanie podane najlepsze, nadchodzi to, co najpiękniejsze, najgłębsze i najwspanialsze dla rodziny. Nadchodzi czas, w którym zakosztujemy codziennej miłości, w którym nasze dzieci odkryją na nowo wspólną nam przestrzeń, a dorośli będą mieć udział w codziennych radościach. Najlepsze wino nadchodzi dla każdej osoby, która podejmuje ryzyko miłości. Nadchodzi ono, mimo iż wszystkie dane i statystyki mówią inaczej; najlepsze wino przyjdzie do tych, którzy dziś widzą, że wszystko się wali. Szepcąc te słowa, trzeba w nie uwierzyć: najlepsze wino dopiero nadejdzie - i powtarzać je zrozpaczonym i niekochanym. Bóg zawsze zbliża się do peryferii tych, którym zabrakło wina, którzy muszą tylko pić strapienia; Jezus ma słabość do marnowania najlepszego wina z tymi, którzy z tego czy innego powodu czują, iż rozbiły się im wszystkie stągwie.
Tak jak zachęca nas Maryja, czyńmy „wszystko, cokolwiek nam powie” i bądźmy wdzięczni, że w tym naszym czasie i naszej godzinie nowe wino, to najlepsze, pozwala nam odzyskać radość bycia rodziną.
Po przyjeździe samochodem do parku, znajdującego się w północnej części miasta, Ojciec Święty przesiadł się do papamobile, w którym przejechał pomiędzy sektorami, pozdrawiając wiernych przybyłych na Mszę św., odprawianą w intencji rodzin.
Wiceminister spraw wewnętrznych, Diego Fuentes poinformował na Twitterze, że w parku zgromadziło się 630 tys. ludzi. Obok Ekwadorczyków, byli obecni także katolicy z sąsiedniego Peru. Temperatura przekraczała 30 stopni Celsjusza.
W kilkakrotnie przerywanej oklaskami homilii papież nawiązał do odczytanej Ewangelii o weselu w Kanie Galilejskiej. Zwrócił uwagę, że powtarza się ono „w każdym pokoleniu, każdej rodzinie, w każdym i każdej z nas pragnących sprawić, aby nasze serca mogły się opierać na miłości trwałej, płodnej i radosnej”.
Rozważając „drogę Kany” w życiu Matki Bożej Franciszek zaznaczył, że jest „jest Ona czujna” i „dla innych” i dlatego zdaje sobie sprawę z braku wina. Przypomniał, że „wino jest znakiem radości, miłości, obfitości” i zwrócił uwagę, że w wielu przypadkach brak tych cech można zauważyć u nastolatków i ludzi młodych, samotnych i zasmuconych kobiet, osób starszych. - Brak wina może być również skutkiem braku pracy, choroby, trudnych sytuacji, jakich doświadczają nasze rodziny - powiedział papież. Dodał, że „Maryja nie jest matką «roszczeniową», nie jest teściową, która czuwa, żeby nacieszyć się naszym brakiem doświadczenia, błędami lub nieuwagą. Maryja jest Matką: jest blisko, czujna i troskliwa”.
Papież wskazał na wagę nieustannej modlitwy, która „wyrywa nas ze sfery naszych obaw, sprawia, że przezwyciężamy to, co nas boli, pobudza nas czy wręcz każe zwrócić się ku naszym bliźnim, wczuć się w ich położenie, «wejść w ich buty»”. - Rodzina jest szkołą, w której modlitwa przypomina nam również, że mamy bliźniego, w najbliższym otoczeniu, którego widzimy: żyjącego pod jednym dachem, dzielącego życie i będącego w potrzebie - powiedział Ojciec Święty.
Franciszek podkreślił potrzebę „służby”, która stanowi kryterium prawdziwej miłości i której uczymy się szczególnie w rodzinie. - W rodzinie nikt nie jest odrzucany; w niej uczymy się prosić o pozwolenie, nie popadając w serwilizm, mówić „dziękuję”, dając wyraz szczeremu docenieniu tego, co otrzymujemy, opanowania agresji lub chciwości i proszenia o przebaczenie, gdy wyrządzimy jakieś zło - powiedział Franciszek. Nazwał rodzinę „najbliższym szpitalem, pierwszą szkołą dla dzieci, niezbędną grupą odniesienia dla ludzi młodych, najlepszym schronieniem dla osób starszych”.
- Rodzina jest wielkim „bogactwem społecznym”, którego inne instytucje nie mogą zastąpić. Musi być wspomagana i stymulowana, aby nigdy nie utracić właściwego znaczenia usług, jakie społeczeństwo świadczy swoim obywatelom. Nie są one bowiem jakąś formą jałmużny, ale prawdziwym „zadłużeniem społecznym” wobec instytucji rodziny, która wnosi tak wiele do wspólnego dobra wszystkich - mówił papież. Zwrócił uwagę, że rodzina tworzy także mały Kościół, „Kościół domowy”, który wraz z życiem przekazuje czułość i miłosierdzie Boga.
Franciszek nawiązał do Zwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów poświęconego rodzinie, który odbędzie się w październiku br. w Rzymie i podkreślił, że jego celem jest prawdziwe duchowe rozeznanie i znalezienie konkretnych rozwiązań wielu trudnych i ważnych wyzwań, z jakimi rodzina musi się dzisiaj zmierzyć. Ojciec Święty zachęcił do modlitwy w intencji tego wydarzenia.
Rozważając dalej cud przemienienia wody w wino Franciszek przypomniał, że goście weselni skosztowali najlepszego z win. Wyraził nadzieję, że „nadchodzi czas, w którym zakosztujemy codziennej miłości, w którym nasze dzieci odkryją na nowo wspólną nam przestrzeń, a dorośli będą mieć udział w codziennych radościach”.
- Najlepsze wino nadchodzi dla każdej osoby, która podejmuje ryzyko miłości. Nadchodzi ono, mimo iż wszystkie dane i statystyki mówią inaczej; najlepsze wino przyjdzie do tych, którzy dziś widzą, że wszystko się wali. Szepcąc te słowa, trzeba w nie uwierzyć: najlepsze wino dopiero nadejdzie - i powtarzać je zrozpaczonym i niekochanym - wezwał papież.
Podkreślił, że Bóg zawsze zbliża się do „tych, którym zabrakło wina, którzy muszą tylko pić strapienia; Jezus ma słabość do marnowania najlepszego wina z tymi, którzy z tego czy innego powodu czują, iż rozbiły się im wszystkie stągwie”.
Reklama
Pod koniec liturgii głos zabrał metropolita Guayaquil, abp Antonio Arregui Yarza, który podziękował papieżowi za to, że - zgodnie ze swym zawołaniem biskupim: „Miserando atque eligendo” - „spojrzał na nas z miłosierdziem i wybrał nas, aby odwiedzić” w Guayaquil. Na jego ręce Franciszek podarował archidiecezji kielich mszalny. - Do zobaczenia! - powiedział z uśmiechem po udzieleniu zgromadzonym błogosławieństwa.
Z parku Samanes papież odjedzie samochodem do jezuickiego kolegium Javier, gdzie zje obiad ze swymi współbraćmi zakonnymi. Będzie wśród nich jego przyjaciel, 90-letni o. Francisco Cortés, zwany ojcem Paquito. Poznali się oni podczas pierwszej wizyty przyszłego papieża w Ekwadorze w 1980 r. Jako prowincjał jezuitów w Argentynie o. Jorge Mario Bergoglio odwiedził sześć kolegiów jezuickich w miastach: Portoviejo, Cuenca, Quito, Riobamba i Guayaquil. Najbardziej spodobało mu się kolegium Javier w Guayaquil, gdzie ojcem duchownym był właśnie o. Cortés. Ten hiszpański jezuita rozpoczął pracę w Ekwadorze 53 lata temu, aby pomóc w formacji młodych współbraci zakonnych.
Z kolegium Javier Franciszek odjedzie na lotnisko, skąd samolotem wróci do Quito.