Czy jednak negowanie statusu sędziów, wybiórcze podejście do instytucji sądowych, wyroków, ustaw i przepisów rzeczywiście tylko dotyka sfery politycznej? Czy to tylko spór między Donaldem Tuskiem, a Jarosławem Kaczyńskim? Nie i chciałbym pokrótce wytłumaczyć dlaczego.
Dla przykładu: sprawa cywilna między sąsiadami. Jeden jest bardziej majętny, inny mniej. Ten pierwszy wykorzysta wszelkie narzędzia i spryt drogich adwokatów, żeby sprawę wygrać. I tutaj od lat wykorzystuje się np. sposób na podważanie statusu sędziego, którego obóz obecnie rządzący nazywa „neosędziami”. Teraz dodatkowo doszła kwestia bardzo niebezpieczna, czyli de facto likwidacja losowania sędziów, na rzecz ustalania składów w 2/3 wybranych przez ludzi wybranych do sądów po zmianie władzy w Polsce przez rząd. Dlaczego to niebezpieczne? Bo prowadzi do systemu quasi, a w dalszej perspektywie wprost korupcyjnego. Ludzie silniejsi i bogatsi, bardziej wpływowi będą wykorzystywać tę sposobność, by sobie za łapówkę załatwić jakikolwiek wyrok, szukając dojść do ludzi z rządu albo ich kolegów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ręczne składy = ręczne wyroki
Reklama
To, co dziś widzimy, to już nie tylko spór o „neosędziów” czy akademickie dyskusje o procedurach. To jest realne zagrożenie dla każdego obywatela, bo oznacza w praktyce, że władza wykonawcza – za pomocą jednego podpisu ministra – uzurpuje sobie prawo do decydowania, który sędzia rozpozna sprawę. A jeśli skład sądu może być ustalany ręcznie, to wcześniej czy później pojawią się pokusy, aby ręcznie sterować także orzeczeniami. Mechanizm, który miał chronić obywateli przed naciskiem, staje się narzędziem politycznego i towarzyskiego wpływu.
Problem jest tym większy, że minister nie tylko narusza równowagę władz, ale wprost zastępuje ustawodawcę. Konstytucja mówi jasno: prawo do sądu oznacza dostęp do niezależnego, bezstronnego i ustanowionego ustawą składu. Rozporządzenie, które to zmienia, jest po prostu bezprawne. Sędziowie, którzy wejdą w układy i zgodzą się na takie reguły gry, sami podważą własny mandat do orzekania. Każdy ich wyrok będzie obciążony cieniem wątpliwości.
Test dla sędziów, sygnał dla obywateli
Dlatego ta sytuacja nie jest „nudną prawniczą przepychanką”, ale sprawą kluczową dla elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Bo jeśli dziś można „ustawić” skład w procesie karnym albo cywilnym, to jutro może się okazać, że twoje mieszkanie, firma czy wolność zależą nie od prawa, ale od tego, kto akurat trzyma telefon do właściwego prezesa sądu. To jest właśnie ta niebezpieczna zabawa zapałkami, która grozi pożarem całego systemu.
Ostatecznie testem nie jest dziś nawet to, jak zachowa się polityk czy minister. Prawdziwy sprawdzian stoi przed samymi sędziami – czy pozostaną wierni swojej przysiędze, czy poddadzą się pokusie ułatwień i nacisków. W tym sensie mamy do czynienia z najpoważniejszym wyzwaniem dla niezawisłości od wielu dekad. A dla obywateli – to sygnał alarmowy: prawo nie może być przedmiotem politycznego targu. Bo gdy sądy przestają być tarczą, każdy staje się bezbronny.
Na tym tle warto odnotować odważną postawę Prezydenta, który wprost stanął po stronie sędziów trzymających się litery prawa i swojej przysięgi. To jasny sygnał, że głowa państwa rozumie wagę niezależności sądów i nie zgadza się na administracyjne skracanie drogi do „właściwych” wyroków. W czasach, gdy łatwo ulec pokusie oportunizmu, taki głos przywraca elementarny porządek: sędzia ma podlegać Konstytucji i ustawom, a nie doraźnym oczekiwaniom władzy. Dzięki temu ci, którzy orzekają zgodnie z prawem, dostają nie tylko wsparcie instytucjonalne, lecz także moralne umocowanie, by oprzeć się naciskom.