Reklama

Weźcie malucha z Domu Dziecka

Pomyślcie o dziecku z domu dziecka - apeluje do wiernych metropolita łódzki abp Władysław Ziółek. Jak przypomina w liście, w sierocińcach czekają na rodziców setki dzieci. Przyjęcie dziecka to dobre postanowienie na Wielki Post - podkreśla Ksiądz Arcybiskup

Niedziela Ogólnopolska 13/2009, str. 36

Milena Kindziuk

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dom dziecka to ostatnie miejsce, gdzie maluch powinien przebywać - podkreśla pracownik jednego z ośrodków adopcyjnych. - Nawet gdyby pracowali tam święci ludzie, zawsze będzie tylko pan, pani, ciocia, wujek. Nie będzie taty i mamy. Oczekiwanie na adopcję albo usamodzielnienie dziecka powinno odbywać się w rodzinie zastępczej lub w rodzinnym domu dziecka, a nie w wielkim, tradycyjnym sierocińcu - mówi.
Kto był w nim choć raz i posłuchał dzieci, długo tego nie zapomni. Duża część z ich wychowanków szybko wraca pod opiekę państwa: do więzień, schronisk dla bezdomnych, na dworce, po zasiłki. W interesie wszystkich jest to, żeby dzieci dorastały w rodzinie: własnej lub zastępczej, a choćby w rodzinnym domu dziecka.
- Opieka zastępcza i domy dziecka, nazywane trafnie bidulami, to dwa różne światy - mówi pracownik ośrodka adopcyjnego. W Polsce jest prawie 420 „tradycyjnych” domów, gdzie żyje niemal 25 tys. dzieci i tylko np. ponad 270 rodzinnych domów dziecka, w których przebywa ok. 2 300 dzieci. W placówkach rodzinnych przebywa jeden z kilkunastu wychowanków domów dziecka, tymczasem proporcje powinny być odwrotne.
Rodzeństwo po kilku latach pobytu w domu dziecka, które trafiło do jednego z rodzinnych domów na Mazowszu, trzeba było uczyć prawie wszystkiego, także tego, do czego służy wanna i sedes. - Nie znały nazw dni tygodnia, pytały właściwie tylko o godziny posiłków, poza tym jakby czas dla nich nie istniał - mówi małżeństwo prowadzące placówkę. - Trzeba było tłumaczyć, że potrawy mają nazwy, a zupa może być konkretną zupą.
Początkowo dla sześciorga maluchów, które trafiły do rodzinnego domu prowadzonego przez Katarzynę i Leszka Dobrzyńskich w Szczecinie, problemem były najprostsze codzienne czynności. Ale nic dziwnego. - Wszystkie są po dużych
przejściach. Coś złego działo się w rodzinie, doszło do sytuacji odrzucenia - mówi Leszek Dobrzyński. Jedna z dziewczynek na początku lekceważyła ich, najpewniej koleżanki z sierocińca podsyciły jej strach przed zmianą sytuacji. Przyjechała do nich bardzo nieszczęśliwa, ale tu czekała ją niespodzianka. Była nią młoda Sunia, która z miejsca przylgnęła właśnie do niej.

Reklama

Weźcie malucha

„Na początku Wielkiego Postu podejmujemy z reguły różnorakie postanowienia. W obecnym roku duszpasterskim dobrze byłoby rozważyć możliwość podjęcia konkretnych zadań wobec życia i nierozerwalnie związanej z nim miłości” - napisał Metropolita Łódzki. „Zaangażowanie w rodzicielstwo zastępcze jest nie tylko wspaniałym przykładem troski o życie, daje dzieciom miłość i dom, ale niesie ze sobą także wiele satysfakcji, a przede wszystkim zasługuje na szczególną łaskę Chrystusa, którego słowa właśnie wtedy stają się najbardziej aktualne: «Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili»”.
- List abp. Ziółka to kulminacja naszych wcześniejszych działań. Namawiamy rodziny: nie macie dzieci, weźcie malucha z domu dziecka - mówi ks. Stanisław Kaniewski, dyrektor łódzkiego Centrum Pomocy Rodzinie, prowadzącego m.in. Archidiecezjalny Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy.
Abp Władysław Ziółek jest do takiego listu szczególnie uprawniony: to przecież właśnie on, dokładnie przed 20 laty, powołał łódzki Archidiecezjalny Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy - pierwszą tego typu placówkę prowadzoną przez Kościół w Polsce. - To na naszych doświadczeniach uczyli się twórcy kolejnych takich ośrodków - podkreśla ks. Kaniewski.
Wciąż się tu uczą: w ośrodku trwają warsztaty dla małżeństw przygotowujących się do adopcji, ale uczestniczą w nich także pracownicy ośrodka adopcyjnego z Sosnowca. - Ich ośrodek powstał niedawno, czują więc potrzebę douczenia się - mówi ks. Kaniewski. Dziś w Polsce działa 20 ośrodków, są prowadzone przez Caritas, stowarzyszenia katolickie lub bezpośrednio przez diecezje. Łódzka placówka skierowała do rodzin już około 1400 dzieci, głównie przez adopcję.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

To trzeba czuć

Zaczęło się od „Promocji rodzicielstwa zastępczego”, sesji dla księży, która odbyła się w listopadzie ub.r. - Chodziło o dogłębne zapoznanie księży z problematyką rodzicielstwa zastępczego - mówi ks. Kaniewski.
Sesja była potrzebna, skoro jeden z młodych księży spytał, czy on mógłby być rodziną zastępczą. - Odpowiedziałem, że każdy powinien robić to, co do niego należy. Naszą rolą jest promowanie rodzicielstwa zastępczego, a nie zastępowanie rodziców - uśmiecha się Ksiądz Dyrektor, wikariusz biskupi ds. duszpasterstwa rodzin.
Potem były wizyty duszpasterzy po kolędzie. - Proboszczowie mają przyjazne relacje z parafianami, widzą i czują, czy dobrze, żeby dziecko trafiło do jakiejś rodziny - mówi ks. Kaniewski. - Wiedzą, czy można podpowiedzieć jakiejś rodzinie, żeby przyjęła do siebie dzieci z domu dziecka. I podpowiadali. Ja też to robiłem, ale nie oczekiwałem deklaracji. To trzeba czuć.
I potrafić się wczuć w to, co czuje dziecko w sierocińcu. - W rodzinie zastępczej dziecko ma szansę być wśród kochających się ludzi i doświadczyć miłości, szybciej nadrobić braki środowiskowe, edukacyjne i zdrowotne. W takiej rodzinie dziecko szybciej się rozwija, staje się bardziej odporne na stresy, szybciej staje się osobą społeczną. Ma wielkie szanse, żeby stać się wartościowym człowiekiem - przypomina Ksiądz Dyrektor.
Wcześniej, we współpracy z organizacjami pozarządowymi i samorządowymi, Centrum Pomocy Rodzinie propagowało już rodzicielstwo zastępcze. Teraz akcja jest szersza, włączyli się do niej duchowni, także w czasie kolędy. Ma większe szanse powodzenia: rozważenie przyjęcia dziecka do rodziny proponuje przecież nasz duszpasterz. Ale zachęcać rodziców do tworzenia rodzin zastępczych, rodzinnych domów dziecka trzeba stale, to nie może być jednorazowa akcja.

Reklama

Życzliwy klimat

W kilka tygodni po kolędzie i liście Księdza Arcybiskupa trudno powiedzieć, jak apele zaowocują. - Każda decyzja o przygarnięciu dziecka jest ważna, ale istotne jest też to, żeby powstał życzliwy klimat wokół rodzicielstwa zastępczego. Może to spowodować otwarcie ludzi na podjęcie decyzji o przyjęciu dziecka - mówi ks. Stanisław Kaniewski.
Pracownik łódzkiego Centrum opowiada, jak kiedyś dowiedział się, że jego kuzyni chcą poddać się metodzie in vitro. Zapytali go o opinię, zaczął namawiać ich na adopcję, pokazując, czym jest in vitro.
- Przez rok nie odzywali się do mnie, aż tu po roku telefon - opowiada. - Może byś coś powiedział o adopcji… Rok dojrzewali, byli zbuntowani i źli. Mówili, że zburzyłem ich plan. Dziś, po kilkunastu latach od tamtej rozmowy, nie wyobrażają sobie życia bez dzieci, które adoptowali.
Adopcja to ostatnio nie problem, na ogół brakuje dzieci, które można przyjąć do rodziny. Zdaniem pracowników ośrodków adopcyjnych, zbyt powolnie pracują sądy, które orzekają o odebraniu praw rodzicielskich, co otwiera drogę do adopcji. Problemem są rodziny zastępcze.
W Łódzkiem np. w domach dziecka czeka na rodziców 1500 dzieci. Tymczasem kandydatów na zastępczych rodziców, którzy przyjęliby je do domów albo stworzyli rodzinne domy dziecka, nie ma zbyt wielu. Tak się dzieje w całej Polsce. W Łodzi nie pomogli nawet radni, którzy zastępczym rodzicom zagwarantowali m.in. zwolnienie z opłat za przedszkola i przejazdy komunikacją miejską, obniżenie czynszu i finansowanie wyjazdów wakacyjnych.

Same korzyści

Powodów, że powstaje tak mało rodzinnych domów i rodzin zastępczych, jest co najmniej kilka. Biurokracja, nie najlepsza prasa i złe prawo - wylicza Krystyn Nawrocki, prowadzący z żoną rodzinną placówkę w Białogardzie w Szczecińskiem. - Z pewnością jest dużo dobrych rodzin, które chciałyby się tym zajmować, ale urzędnicy mają kłopoty z dotarciem do nich. A przecież utrzymanie wychowanków w tradycyjnych bidulach jest dwukrotnie droższe. Przejście na rodzinne domy daje same korzyści, w tym najważniejsze, dotyczące kształtowania osobowości dziecka.
Niektórych zniechęca myśl, że dzieci pewnie nie zostaną z nimi na zawsze. Rodzic zastępczy musi pamiętać, że jest… zastępczy, sprawuje tymczasową opiekę nad dziećmi. - Nie jest to łatwa sytuacja, bo dziecko pokochaliśmy, zżyliśmy się z nim - przyznaje Leszek Dobrzyński. - Musimy być na to otwarci. Nasz ból się nie liczy, chodzi o dobro dziecka.
- Pytam znajomych: dlaczego nie stworzycie rodziny zastępczej? Odpowiadają: bo jeszcze nie czas, bo muszę wychować własne dzieci, bo mam pracę, która mi to uniemożliwia - mówi Tomasz Bilicki, wicedyrektor łódzkiego Centrum. Po to, żeby przekonać ludzi, Centrum wpadło na pomysł, żeby włączyć w swoje działania duchownych.
Dzięki nim ulotki i foldery z adresami ośrodków adopcyjno-opiekuńczych w Łodzi dotarły do domów parafian. Pytania duszpasterza bezdzietnych par, czy myślą o dzieciach i czy rozważyliby adopcję lub rodzicielstwo zastępcze - też pewnie zrobiły swoje.
Pracownicy łódzkiego Centrum już odczuli większe zainteresowanie rodzin. Niektóre chciałyby adoptować dziecko, inne stworzyć rodziny zastępcze, jeszcze inne myślą o rodzinnym domu dziecka.

Adresy katolickich ośrodków adopcyjno-opiekuńczych i diecezjalnych poradni życia rodzinnego można znaleźć np. na stronie: www.familiae.pl

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kielce: siostry boromeuszki odchodzą z seminarium, a tym samym z diecezji

2024-06-25 12:51

[ TEMATY ]

boromeuszki

diecezja.kielce.pl

Decyzją matki generalnej Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza, siostry boromeuszki odchodzą z Kielc, a tym samym z diecezji kieleckiej - po 32 latach zostaje zlikwidowana placówka zgromadzenia w Wyższym Seminarium Duchownym w Kielcach.

Do Kielc siostry boromeuszki sprowadził śp. biskup Stanisław Szymecki. Wówczas, oprócz posługi w Domu Biskupim (którą dwie siostry pełniły do śmierci następcy bp. Szymeckiego, czyli śp. bp. Kazimierza Ryczana), dwie kolejne boromeuszki rozpoczęły pracę w Wyższym Seminarium Duchownym w Kielcach.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: Seminarium nie jest wytwórnią pereł, ale ich przekazicielem

2024-06-25 17:32

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Episkopat News

- Seminarium nie jest wytwórnią pereł, ale ich przekazicielem - powiedział abp Adrian Galbas w homilii podczas Mszy sprawowanej na zakończenie roku formacyjnego w Wyższym Śląskiem Seminarium Duchownym w Katowicach. Nawiązując do postawy niewierności Asyryjczyków opisanej w 2 Księdze Królewskiej odniósł ją do współczesności. - Niewierność nie popłaca. Nie dlatego, że Bóg każe, tylko dlatego, że człowiek z powodu niewierności, małej codziennej, na skutek regularnego odpuszczania sobie, staje się coraz bardziej niewrażliwy i coraz bardziej niewdzięczny - mówił abp Galbas.

Alumnom śląskiego seminarium zwrócił uwagę, że każdy z nich „jest w sytuacji, w której większość myśli inaczej niż oni”. - Przez czas wakacji z tą sytuacją się spotkasz jeszcze częściej. I będziesz słyszał: odpuść, daj sobie sposób. Asyria jest silniejsza, pogaństwo jest silniejsze. Dowiesz się jak bardzo chrześcijaństwo, a zwłaszcza Kościół katolicki jest passe, na jak bardzo przegranej jest pozycji. Co zrobisz? To co Ezechiasz: tym bardziej pójdziesz przez Najświętszy Sakrament tam szukać wsparcia, czy odpuścisz!? - pytał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Londyn: więcej ataków na chrześcijan

2024-06-26 07:21

[ TEMATY ]

Wielka Brytania

Karol Porwich/Niedziela

Andreas Blum, proboszcz niemieckiej parafii św. Bonifacego w londyńskiej dzielnicy Eastend, zwrócił uwagę na konsekwencje konfliktu na Bliskim Wschodzie dla chrześcijan w Londynie. W angielskiej metropolii chrześcijanie stanowią obecnie mniej niż 50 procent mieszkańców miasta. Od czasu ataku Hamasu na Izrael wzrosła liczba ataków na wspólnoty chrześcijańskie w Londynie.

Duszpasterz przypomniał doświadczenia zakonnic z Brazylii mieszkających w pobliżu kościoła św. Bonifacego: „Nagle zaczęły być opluwane na ulicy. W dużym szpitalu obok dopuszczono się profanacji tabernakulum i ołtarza w sali modlitewnej, która jest przeznaczona dla wszystkich religii, podczas gdy wszystkie akcesoria muzułmańskie pozostały nietknięte. Kiedy ktoś na sąsiedniej ulicy próbował zdjąć palestyńską flagę zawieszoną przed kościołem, zatrzymały się dwa samochody, a mężczyzna został pobity przez ich pasażerów. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się to w takiej formie" - stwierdza ks. Blum.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję