Ks. Zbigniew Suchy: - Księże Arcybiskupie, zastanawiam się, jak sformułowałby swoje strofy biskup Krasicki dzisiaj?
Reklama
Abp Józef Michalik: - Sądzę, że podobnie. Rozumiem podtekst, który kryje się w tym z pozoru niewinnym pytaniu. Ojczyzna, po rodzinie, o której już rozmawialiśmy, to wielkie i ważne powołanie każdego obywatela, a człowieka wierzącego w sposób szczególny. Zdajemy sobie sprawę, że mówić dziś o Ojczyźnie, narodzie czy patriotyzmie to budzić podejrzenia i lęki u kosmopolitów i w innych pseudopostępowych środowiskach, które boją się tendencji narodowych, rzekomo płynących z powiązań politycznych z Narodową Demokracją. I tu potrzebna jest precyzja myśli, słów i czynów. O patriotyzmie mówić trzeba, więcej, trzeba nim żyć.
Patriotyzm to ofiarna miłość Ojczyzny, która ceniąc inne narody, szanując inne tradycje, zachowuje poczucie godności wobec innych. Nad ojczystą niedoskonałością boleje, choroby leczy, szuka pomocy w sytuacji zagrożenia, ale nigdy nie szydzi, nie obmawia, nie oskarża wobec innych tego, co wiąże się z Ojczyzną, jej ziemią, ludźmi, jej trudnościami i słabościami. Owszem, tu na miejscu będzie mówić prawdę, leczyć rany, narażać się współobywatelom, piętnując wewnętrzne braki. Różnica w tym niby niewielka, ale zasadnicza.
Norwid, piszący w sytuacji, kiedy Ojczyzna nie była już podmiotem radosnej i dumnej miłości, ale zadaniem w sytuacji zniewolenia, dobitnie ten obowiązek miłości określił: „Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”.
Patrząc na Norwidowskie konteksty, trzeba z pewnym smutkiem zauważyć, że ta zbiorowość obowiązku jakby bardzo się przerzedziła. W rozmowach z ludźmi często słyszy się słowa zniechęcenia, wielu jest bliskich wewnętrznej decyzji o absencji w nadchodzących wyborach.
Nie należy się dziwić temu zmęczeniu. Sytuacja jest skomplikowana. Sejm stał się polem politycznych rozgrywek opozycji, która za cel postawiła sobie nie troskę o posługę Ojczyźnie i obywatelom, ale atak na wszystko, co „nie nasze”. Parlament przez samorozwiązanie przestał realizować swoje zadania, a zatem jakby nie spełnił oczekiwań wyborców sprzed dwóch lat, zrozumiałe jest więc, że są oni zawiedzeni i zniechęceni, ale jest to także okazja do dojrzewania w naszej społecznej świadomości. Ludzie, widząc nienawiść i negację pracy pozytywnej, zaufają politykom uczciwym albo młodym, nowym, niosącym nadzieję, że coś się zmieni, że może jednak nowi ludzie wniosą świeży oddech.
- Cóż zatem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Każdy z nas podejmuje w swoim życiu różne plany, układa scenariusz życia i zamierzenia na przyszłość. Często rzeczywistość zmusza nas do zweryfikowania tychże. Podobnie jest w życiu społecznym. Sądzę, że dla ludzi wierzących istotne byłoby sięgnięcie do Pisma Świętego i próba przeanalizowania interesującego tematu - Ojczyzny.
Chrystus w jednej z najpiękniejszych literacko scen Ewangelii najpierw patrzy ze smutkiem na piękną Jerozolimę, a wreszcie po ludzku nie wytrzymuje i ból miłości wyciska łzy z Jego oczu. Przypomnijmy Norwida - to „zbiorowy obowiązek”. I nikt - i nic nas od niego nie uwolni. Trzeba podjąć ryzyko i głosować na tych, którzy budzą największe nadzieje, że coś pozytywnego dokonają. I trzeba modlić się za Ojczyznę, zawierzać Bogu nasze trudne sprawy.
- Wróćmy jednak do zniechęcenia.
- Proszę Księdza, na ten stan ducha Polaków składa się destrukcyjna praca wielu ludzi i długi okres, w którym, jak się wydaje, usilnie pracowano nad odebraniem Polakom tego, co najważniejsze: ducha patriotyzmu i miłości do Matki, którą jest Ojczyzna. Ale ja wierzę w zdrowy instynkt Narodu, który mimo wszystko wydał także i w tych ostatnich latach wybitnych i mądrych, autentycznych i szanowanych na całym świecie patriotów: kard. Stefana Wyszyńskiego, Jana Pawła II i innych.
Reklama
- Myśli Ksiądz Arcybiskup o czasach totalitaryzmu?
Reklama
- Też, chociaż nie przede wszystkim. Sięgnijmy do ludzi mądrych i głęboko wierzących.
Św. Augustyn w swoich pismach rozróżnia dwa sposoby pojmowania miłości Ojczyzny: miłość, która jednoczy, i miłość, która dzieli. Miłość społeczna tworzy dobre społeczności, miłość zaś egoistyczna tworzy społeczności egoistyczne.
Żyjemy w Polsce, w której miłość (aż strach użyć tego słowa) egoistyczna elit odarła Polaków z poczucia ich tożsamości i odebrała nadzieję, że można zmienić cokolwiek. Mówię o tym ze smutkiem, a zainspirowały mnie do tego ostatnie wydarzenia, w których ujawniła się arogancja elit i niewolnicza wprost spolegliwość nas jako społeczeństwa. Najpierw, o czym już wspominałem, znany europoseł nadużył swojego mandatu reprezentanta Rzeczypospolitej, atakując na międzynarodowym forum Polskę. Potem posłużono się niewiedzą prezydenta Havla i sprowadzono nasz kraj do poziomu afrykańskich państewek. Wreszcie były prezydent instruuje obce państwo, jak ma reagować na polskie próby zachowania tożsamości. Ostatnie zaś wystąpienia przedstawiciela związku zawodowego lekarzy ujawniły nazbyt dobitnie, że słuszne skądinąd postulaty były zwyczajną próbą wywołania społecznych niepokojów. Bo jak rozumieć tę logikę myślenia - przez kilka miesięcy trwały swoistego rodzaju zapasy, rząd, na barki którego ten problem spadł po siedemnastu latach kompletnego demontażu służby zdrowia, uporał się z problemem. Ostatnio już bez nacisków ogłosił program dalszych podwyżek i zarys związanej z tym polityki fiskalnej. Pan doktor nie wierzy. Dlaczego mamy nie wierzyć rządowi, tylko panu przewodniczącemu związków? Po co były strajki, a dziś jakby nie chce się oferowanych pieniędzy?
Dlaczego dziś ludzie nie wierzą? Bo udało się wmówić, że człowiek, polityk musi być nieuczciwy i zarazić naszą mentalność zanikiem osobistego myślenia i umiejętnością kojarzenia faktów.
- Można prosić o poszerzenie tej myśli?
- Za pieniądze patriotów żyjących na emigracji i polskich wdowich złotówek zrodził się dziennik, owoc ustaleń okrągłego stołu. Ksiądz pamięta kolejki przed kioskami po ten tytuł - brakowało go już we wczesnych godzinach porannych. Ukazywał się do września 1990 r. z logo „Solidarności” i hasłem „Nie ma wolności bez Solidarności”. Spektakularny gest ówczesnego prezydenta, odbierający tytułowi logo i hasło, to był jedyny krzyk protestu. Zostały pieniądze, zgromadzono ludzi zaczęto drenować polską myśl patriotyczną.
Posłużmy się dla pewnej syntezy tej sytuacji słowami piosenki barda „Solidarności” Mirosława Hrynkiewicza: I choć wolność przyniósł wreszcie/ zapał szczery/ pozwoliliśmy by los/ zmieszał katów i ofiary/ dawnych zdrajców wyniósł/ między bohatery.
- Jak w tej sytuacji widzi Ksiądz Arcybiskup rolę Kościoła?
- Uwierzyliśmy ludziom, którzy wówczas zapełniali świątynie i parafialne zaplecza. I zawsze trzeba wierzyć ludziom. Daliśmy im przestrzeń wolności, która zrodziła wiele dobra. Nie da się tego policzyć, ale wielu ludzi zniewolonych przez komunizm z pewnością odzyskiwało swoją godność, wracało do wiary dzieciństwa, którą im brutalnie zabrano. Owszem, nie pytaliśmy o rodowody - i słusznie. I co się okazało? Kiedy nadeszły czasy normalności, Kościół stał się obiektem walki. Proszę tylko przypomnieć sobie wymyślane scenariusze i wyraźne ataki w związku z wprowadzeniem katechezy do szkoły. A potem nienawiść i biczowanie Kościoła lustracją, której jako jedyna grupa dobrowolnie się poddaliśmy, i krzyk, kiedy zaproponowano - co jest logiczne lustrację dziennikarzy i naukowców. A finałem tej nienawiści był z pewnością jadowity i niesprawiedliwy fragment przemówienia posła Szmajdzińskiego, twierdzącego, że rządzący obecnie na telefon biskupa stają na baczność i wprowadzają ocenę z religii do średniej. Żałosna socjotechnika.
Wszystkiemu temu towarzyszy milczenie i obojętność, ale naród zachowuje w pamięci, wkorzenia powoli w siebie wyczucie ziarna zdrowego i zepsutego, które nie wyda owocu.
To zbyt krótki tekst, aby ujawnić mechanizmy zabijania patriotyzmu, ale myślę, że pomoże on zniechęconym do podjęcia samodzielnego myślenia i zmobilizuje do jeszcze jednego wysiłku w dniach wyborów. Mówię o tym przy różnych okazjach: Nie utożsamiam się z żadną konkretną partią, bo ich programy nie zawsze są klarowne i jednoznaczne, niekiedy podlegają uwarunkowaniom, których nie znamy, ale czułbym ciężar braku odpowiedzialności, jakiejś moralizatorskiej zarozumiałości, gdybym nie poszedł do wyborów, gdybym wśród kandydatów do Sejmu czy Senatu nie potrafił zaufać nikomu. Wtedy też trzeba wyeliminować złych, nieuczciwych, nieprzygotowanych, a wspierać budzących nadzieję na postęp, na zmianę dotychczasowych mankamentów czy uwikłań.
I podtrzymuję w zasadzie to moje Credo „praktyczno-patriotyczne”.
Pozostał nam drugi człon definicji św. Augustyna... może uda się o tym porozmawiać za tydzień.