Spotkanie z inną kulturą zawsze jest interesujące, zwłaszcza, jeśli odbywa się ono w tak ekscytującej atmosferze. 16 lipca br. grupa pielgrzymów z archidiecezji przemyskiej wylądowała na trzecim terminalu lotniska w Toronto w Kanadzie. Jedni z Przemyśla, inni z Sanoka, Jarosławia, jeszcze inni z małych miasteczek i wiosek. Wszyscy połączeni duchem rozpoczęliśmy przepiękne spotkanie z Ojcem Świętym i młodzieżą z całego świata, a przede wszystkim z Jezusem, który jest przecież naszą Prawdą, Drogą i Życiem.
Program tegorocznych, siedemnastych już, Światowych Dni Młodzieży oparty był na słowach Jezusa: "Wy jesteście solą dla ziemi.(...) Wy jesteście światłem świata" (Mt 5,13-16). Powtarzano nam te piękne zdania na każdej liturgii i w każdej sytuacji, wymagającej intensywnego, duchowego uczestnictwa. I bardzo dobrze! Według tych słów powinien żyć każdy z nas. W każdej chwili jesteśmy bowiem przykładem dla innych ludzi, choć może nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Starajmy się więc w każdej chwili naszego życia nie wstydzić się za nasze słowa lub czyny.
Co najbardziej rzuciło mi się w oczy, to fakt, że Kanadyjczycy są trochę inaczej religijni niż, my Polacy. Weźmy taki przypadek: jestem w chińskiej restauracji, w pewnym momencie przy stoliku obok zasiada wielodzietna rodzina Murzynów. Piękny obrazek. Dwaj chłopcy, po przyniesieniu sobie posiłku, a jeszcze przed rozpoczęciem jedzenia czynią znak krzyża i dziękują za posiłek, który zaraz znajdzie się w ich żołądkach. W Polsce nigdy nie spotkałam się, aby ktoś tak szczerze modlił się w McDonald´s czy innego typu restauracji. Ci sami Kanadyjczycy jednak nie klękają w kościele! Wtedy, gdy my uginamy kolana oddając pokłon Jezusowi, oni pochylają głowy. Dla nas jest to dziwne, jednak oni rekompensują to bezgranicznym zaufaniem do Boga i szczerą, oddaną miłością. Wyrażają ją także poprzez śpiewy i tańce. Gdy po ostatniej Mszy św. w kościele St. James (św. Jakuba), w miejscowości Guelph, ksiądz powiedział, że wszystko było OK., lecz zawiedliśmy go w jednym punkcie Mszy - zgromadzeni tam Kanadyjczycy, Belgowie, Amerykanie i my - Polacy, zamarliśmy. A on ze śmiechem zażartował, że nie widział tańca podczas Mszy św. Momentalnie zaczęliśmy śpiewać. Zaczęło się od tradycyjnego Jesteś Królem (przyłączył się do nas cały kościół), a zakończyło na gospelowej piosence Lord I Lift Your Name On High" (u nas znane jako Chcę wywyższać imię Twe). Zabawa, a właściwie modlitwa trwała jeszcze długo, prawie do lunchu.
Tyle może o obyczajach, przejdźmy do tego, co się tam wydarzyło. A wydarzyło się wiele. Na lotnisku czekała na nas niespodzianka w osobach bp. Mateusza Ustrzyckiego, biskupa pomocniczego diecezji Hamilton, która miała nas gościć, ks. Jacka Walkiewicza, proboszcza parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Guelph, gdzie mieliśmy spać, oraz żółciutkiego szkolnego autobusu, którym mieliśmy dojechać do Guelph, bardzo pięknej miejscowości, w której mieszkają bardzo gościnni ludzie. To właśnie tam, nad Jeziorem Guelph Lake, odbywały się spotkania młodzieży oczekującej w tej właśnie parafii na spotkanie z Papieżem (m. in. Belgów, Szwedów, Irlandczyków, przedstawicieli Jamajki i Seszeli, Polaków, Amerykanów i Kanadyjczyków). Oprócz Mszy św., celebracji Słowa Bożego oraz pięknie odprawionego wspólnego rachunku sumienia, czekały na nas i inne atrakcje. Nasi chłopcy zaprosili Jamajkę na towarzyski mecz piłki nożnej, po którym w dobrych humorach (pomimo przegranej) udali się na boisko siatkówki. Dla amatorów muzyki odbywały się warsztaty gry na bangosach i innych instrumentach perkusyjnych, miłośnicy sztuki mogli podziwiać piękne dzieła wykonane przez uzdolnionych uczniów szkół, lub sami namalować lub wyrzeźbić coś na warsztatach plastycznych. W tym samym namiocie odpoczywali wszyscy, którzy lubią słuchać anegdotek, przypowieści i opowiastek zawierających pewien morał. Każdy, komu było zbyt gorąco mógł wykąpać się w pobliskim jeziorze. Po południu rozpoczynały się koncerty. Wszystko miało w sobie jakiś "skrawek" nieba. Wydarzeniem bezpośrednio poprzedzającym nasz powrót do Toronto, na "właściwe" Dni Młodzieży, było spotkanie wszystkich zakwaterowanych w diecezji Hamilton, na boisku obok szkoły w Port Elgin, nad Jeziorem Erie. Odbyła się tam Eucharystia, niejako pożegnalna, ale również przygotowująca nas do spotkania z młodzieżą całego świata. Po niej udaliśmy się nad jezioro, gdyż temperatura powietrza była tak wysoka, że nie mogliśmy zrobić nic innego, jak wskoczyć do chłodnej wody. Na plaży zbudowaliśmy dla Boga zamek z piasku, który podziwiali przedstawiciele każdej narodowości przebywającej na koncert grupy asystującej do Mszy św.
Przez kolejne dni odbywały się katechezy. Dla nas i wszystkich innych Polaków w kościele polskim pw. św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze, dzielnicy Toronto. Pierwszego dnia temat katechezy brzmiał: Wy jesteście solą ziemi, a mury świątyni zadrżały od śpiewu Polaków, których było kilka tysięcy. Wieczorem odbył się Dzień Polski. Następne katechezy pt. Wy jesteście światłem świata i Pojednajcie się z Bogiem przyjmowaliśmy z coraz większym entuzjazmem i większą euforią. Każdego dnia zaskakiwało nas coś nowego, innego. Jakaś pantomima, jakieś nowe pieśni i piosenki - a przez wszystko tak wyraźnie przemawiał do nas Pan Bóg.
Również na ulicach miasta spotykało się coraz więcej oznak bliskości i wspólnoty.
Na samochodach powiewały biało-żółte chorągiewki, niektóre miały doczepioną także drugą, biało-czerwoną. Na nasz widok kierowcy aut uśmiechali się promiennie, machali, a nawet używali klaksonów, aby pokazać, że oni też są z nami. Po ulicach ciągnęły tłumy młodych, każdy obowiązkowo z czerwonym plecakiem (były w pakiecie pielgrzyma) oraz z jakimś znakiem ujawniającym jego narodowość. Nawet kilkuosobowe grupy miały ze sobą własną flagę, tryumfalnie powiewającą na wietrze. Zwykli przechodnie bardzo chętnie udzielali pomocy w znalezieniu poczty, dworca, sklepu.
Aż wreszcie Toronto na kilka godzin opustoszało. Cały ten rozśpiewany i roześmiany tłum zaszył się 25 lipca na olbrzymim placu Exhibition Place (Plac Wystawy Narodowej), aby powitać osobę, którą kocha i podziwia najbardziej ze wszystkich - Ojca Świętego. Euforia, jaka ogarnęła te setki tysięcy młodych ludzi była tak wielka, że musiała wybuchnąć pod postacią śpiewu i tak też przywitaliśmy Jana Pawła II, a okrzyki "Niech żyje Papież" czy "John Paul II we love you" były znaczącym przerywnikiem dla przemówienia najznamienitszego Polaka. Żegnaliśmy go z żalem, lecz również z nadzieją na następne spotkanie z nim podczas Eucharystii, którą on sam będzie celebrował, w niedzielę 28 lipca.
Następnego dnia, 26 lipca, mieliśmy okazję uczestniczyć w uroczystej Drodze Krzyżowej, prowadzącej wzdłuż Alei Uniwersyteckiej. Piękny spektakl przedstawiający sceny Męki Pańskiej, w wykonaniu młodych aktorów, oglądany przez nas na telebimie, a przez nielicznych szczęśliwców na żywo, oglądał również Ojciec Święty na ekranie telewizora, gdy zbierał siły na Wyspie Truskawkowej.
W sobotę 27 lipca odbyła się nasza pielgrzymka na Downsview, miejsce całonocnego czuwania i niedzielnej Eucharystii. Wieczorem, w trakcie modlitwy z Ojcem Świętym, każdy zapalił świecę - rozpoczęła się Liturgia Światła idealnie ilustrująca nasze motto Wy jesteście światłem świata. I chociaż Jan Paweł II znów miał nas opuścić, aby zebrać siły na dzień następny, świece paliły się jeszcze długo, jakby znacząc Ojcu Świętemu miejsce, w którym będą czekać najwytrwalsi pielgrzymi. Odczuwało się żywą obecność Jezusa, którego znakiem jest zapalona świeca - iskrzyło wtedy prawie 800 tysięcy płomyków. Po zakończonej modlitwie odbywały się koncerty, projekcje filmów i zabawy organizowane na poczekaniu. Obok tego wszystkiego Polonia z całego świata zorganizowała pochód polski - biało-czerwone flagi powiewające na wietrze, polskie pieśni i piosenki wędrowały po olbrzymim placu do późnych godzin nocnych. Najmniej wytrwali poszli spać, jedni w kartonowych pudłach, inni pod gołym niebem. Rano, ok. 6.00 zbudził nas deszcz i już baliśmy się, że w najważniejszym dniu pogoda spłata nam figla, jednak zaraz po przyjeździe Ojca Świętego zza chmur wyszło słońce, jakby i ono chciało się przyjrzeć tej niepozornej i kochanej postaci w bieli. I wzruszone tym widokiem nie mogło od niego oderwać wzroku, tak samo zresztą jak każdy uczestnik Mszy św. kończącej XVII Światowe Dni Młodzieży.
Pielgrzymka do Toronto nie była dla mnie zwykłą pielgrzymką, ani rekolekcjami, to było coś więcej. To było coś, za co dziękuję Bogu, Ojcu Świętemu, moim rodzicom, ks. Tadeuszowi Białemu. Dziękuję, chociaż wiem, że to mało, także moim nowym przyjaciołom z Polski, Kanady, Stanów Zjednoczonych. Dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się lub pomogli w organizacji tego wielkiego przedsięwzięcia, jakim są Światowe Dni Młodzieży. Kończę ten artykuł słowami, jakimi żegnałam się z ŚDM: "Nie mówię żegnajcie, lecz do widzenia w Kolonii w Niemczech w 2005 roku!".
Pomóż w rozwoju naszego portalu