WACŁAW GRZYBOWSKI: - W 1988 r. minęło pół wieku od Waszej matury. Jak ją wspominacie i jakie były Wasze dalsze losy?
EUGENIUSZ MRÓZ: - Minęło 50 lat, a jakby to było
wczoraj, gdy w upalne majowe dni 1938 r. po raz ostatni zasiedliśmy
w prostych ławkach wadowickiego gimnazjum. Nasz przemiły tercjan
Jan Dudek ręcznym dzwonkiem oznajmił nam, że skoro otrzymaliśmy "
patenty dojrzałości" - pora opuścić mury budy. Jan Dudek objął władzę
tercjańską po Antonim Pyrku, po jego tragicznej śmierci. W wieku
40 lat zginął w wypadku samochodowym we wrześniu 1935 r. Stanowili
nieodłączną cząstkę naszej szkoły, z dumą akcentując: "Ja i pan dyrektor". U woźnej Zofii Warmusowej korzystaliśmy ze skromnych śniadań, a
Lolek inkasował wpłacane przez nas należności. Pytaliśmy panią Zofię: "
Dlaczego właśnie on?". Odpowiadała nam: "Bo Karol jest z was najporządniejszy".
Pięćdziesiątą rocznicę matury świętowaliśmy w maju 1988
r. w Wadowicach. Z żyjących wówczas 18 kolegów przybyło nad Skawę
15. W spotkaniu towarzyszyło nam 12 koleżanek z 20, które w tym samym
czasie zdawały maturę w Prywatnym Gimnazjum im. Michaliny Mościckiej.
Po Mszy św. w parafialnym kościele pw. Ofiarowania Najświętszej
Maryi Panny znów znaleźliśmy się w murach naszej szkoły, z dobudowaną
już salą gimnastyczną (na lekcje gimnastyki chodziliśmy do "Sokoła"). W dawnej sali klasy VIII dyrektor Liceum Ogólnokształcącego barwnie
roztoczył przed nami powojenne dzieje gimnazjum. Jasio Kuś z Krakowa,
doktor medycyny, przedstawił losy kolegów z trudnych, burzliwych
czasów.
Jubileuszowe koleżeńskie spotkanie zakończyliśmy biesiadą
w dawnym, dziewiętnastowiecznym, klasycystycznym dworku "Mikołaj"
w Wadowicach, zaadaptowanym na restaurację, śpiewając wśród wspomnień
niezapomniane, jakże melodyjne szlagiery lat trzydziestych: Capri,
Umówiłem się z nią na dziewiątą, Zimny drań, A gdy Neapol śpi, Graj,
piękny Cyganie.
Należy wspomnieć, że od pierwszej klasy szkoły powszechnej (
1926 r.), mieszczącej się w budynku magistratu w rynku, gdzie dziś
rezyduje Zarząd Miasta Wadowic, aż do matury w 1938 r., a więc przez
dwanaście lat, towarzyszyło Lolkowi tylko dwóch kolegów - Tadek Zięba
i Szczepek Mogielnicki. Tadek, syn dyrektora szkoły powszechnej w
Wadowicach, żołnierz AK, inżynier chemik, zginął tragicznie w 1950
r. potrącony przez lokomotywę na stacji kolejowej w Suchej Beskidzkiej.
Szczepek Mogielnicki, syn urzędnika pocztowego, grywał często z Lolkiem
w hokeja na rzeczce Choczence, dopływie Skawy. Żołnierz AK, przez
wiele lat pracował jako główny księgowy w przemyśle mięsnym i chemicznym.
Mieszka w Zatorze.
Z 48 uczniów od pierwszej klasy gimnazjalnej (1930 r.)
do matury dobrnęło 17: Władek Balon, Staszek Banaś, Marian Bieniasz,
Kazek Bik, Teoś Bojeś, Tadek Czupryński, Wiktor Kęsek, Jurek Kluger,
Jasio Kuś, Szczepek Mogielnicki, bliźniacy Włodek i Zdzisek Piotrowscy (
Włodek znakomicie parodiował profesorów, a czasem i Lolek szedł w
jego ślady), Karol Poliwka, Józek Wąsik, Tadek Zięba, Staszek Żmuda.
Z tego grona wraz z Lolkiem pozostali tylko: Teoś Bojeś (Mysłowice),
Szczepek Mogielnicki (Zator) i Jurek Kluger (Rzym).
Rok 1938. Matura. Ale wcześniej - 5 maja z rąk jednego
z najbardziej zasłużonych Polaków - arcybiskupa krakowskiego księcia
Adama Stefana Sapiehy - otrzymaliśmy sakrament bierzmowania. Dostojny
gość zawitał również w progi naszego gimnazjum. Wspaniałą powitalną
orację wygłosił Lolek. Wzruszony do głębi Ksiądz Arcybiskup zapytał
naszego prefekta - ks. dr. Edwarda Zachera: "Czy ten młodzian nie
chce iść na teologię?". Na co nasz katecheta odpowiedział: "Raczej
nie. Zamierza zostać aktorem. Pójść w ślady Osterwy". "A to szkoda,
wielka szkoda" - rzekł jakby zawiedziony
abp Adam Sapieha. Zrządzeniem niebios arcybiskup krakowski
Sapieha w 1944 r. przyjął pod swoje skrzydła do pałacu przy ul. Franciszkańskiej
studenta konspiracyjnych studiów teologicznych Karola Wojtyłę, a
1 listopada 1946 r. udzielił mu święceń kapłańskich.
Wszyscy, w liczbie 42, w tym dwóch eksternistów, zostaliśmy
dopuszczeni do egzaminu dojrzałości. 14 maja 1938 r. po raz ostatni
zasiedliśmy w ławkach wadowickiego gimnazjum. Lolek pisemne egzaminy
z łaciny, greki i języka polskiego zdał, oczywiście, z oceną bardzo
dobrą, toteż ustny egzamin zdawał tylko z języka niemieckiego.
Zdaliśmy wszyscy "ostatni Mohikanie" - jak pisze w swej
książce Teoś ("Theofilos") Bojeś. Ostatnia matura według starego
typu w państwowym neoklasycznym Gimnazjum nr 374 im. Marcina Wadowity.
W auli gimnazjum Lolek, w naszym imieniu, w gorących
słowach podziękował wszystkim wspaniałym pedagogom za ofiarny trud
nad naszymi umysłami, za pełne kształtowanie naszych młodzieńczych
charakterów, naszej osobowości. Na zakończenie zapewnił, że ich szlachetnymi
wskazaniami kierować się będziemy w dalszym życiu.
Ostatnim akordem był komers w restauracji "Wysogląda"
wspólnie z naszymi rówieśniczkami z Gimnazjum im. Michaliny Mościckiej (
dotychczas lekceważyły nas, oglądając się za młodymi oficerami).
Mimo ośmioletnich trudów i niepokojów, z żalem żegnaliśmy naszą starą
budę, naszych profesorów i wychowawców.
Od drugiej połowy czerwca do połowy lipca przeszliśmy służbę
w Junackich Hufcach Pracy - Lolek wraz z Tomkiem Romańskim, Jasiem
Kusiem i Wiktorem Kęskiem pracował w 9. kompanii przy budowie strategicznej
szosy gen. Kasprzyckiego z Zubrzycy Górnej na Krowiarki, mieszkając
w barakach na Ochłypowie.
W każdą niedzielę "junacy" odwiedzali mały, skromny kościółek
w Zubrzycy Górnej, a do Mszy św. usługiwał ministrant Lolek Wojtyła.
Jesienią 21 kolegów rozpoczęło służbę wojskową w szkołach podchorążych,
14 - studia na wyższych uczelniach, pozostałych 7 podjęło pracę.
Nie omieszkam przypomnieć, że spośród kolegów maturzystów
1938 r. - 10 zginęło w czasie wojny na różnych frontach i w obozach
koncentracynych, najwięcej wśród wszystkich roczników wadowickiego
gimnazjum.
Na frontach zachodnich walczyło 10, w tym 5 - w kampanii
włoskiej, w piaskach Afryki pod Tobrukiem, w polskich dywizjonach
RAF. W ofierze za Ojczyznę oddali swą młodość: Mietek Nowobilski
pod Tobrukiem, Tadek Czupryński pod Ankoną, Władek Balon - lotnik
w Anglii oraz Poldek Zweig i Zygmunt Selinger w Związku Sowieckim.
Pozostali w kraju koledzy brali czynny udział w podziemnym
ruchu oporu w Narodowym Obozie Wyzwolenia, w Służbie Zwycięstwu Polsce,
w Związku Walki Zbrojnej, a następnie w szeregach Armii Krajowej
i Batalionach Chłopskich.
Już w pierwszych dniach września 1939 r., mając zaledwie
18 lat, padł pod Dębicą Zbyszek Gałuszka. W grudniu rozstrzelany
został w Krakowie Józek Wąsik, Wiktor Kęsek i Zbyszek Nowobilski
zostali zamordowani w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu.
- Czy w czasie okupacji Karol Wojtyła brał również udział w życiu konspiracyjnym?
- Lolek - jak sam skromnie wspomina w swej autobiograficznej
książce Dar i Tajemnica, napisanej w jego 50. rocznicę święceń kapłańskich
- związany był z polityczno-wojskową podziemną organizacją "Unia".
Założeniem ideowo-politycznym "Unii" była... unia człowieka
z człowiekiem, unia pracy i kultury, unia człowieka z narodem i unia
wszystkich ludzi z Chrystusem. Program "Unii" głosił koncepcje federalistyczne.
W sprawach ustrojowych przewidywano funkcjonowanie kapitalizmu z
daleko posuniętą opieką społeczną, z ekonomią niekiedy antykapitalistyczną.
Dziedziną, w której "Unia" zdziałała najwięcej ze wszystkich
organizacji konspiracyjnych, głównie w Krakowie, było prowadzenie
konspiracyjnego teatru słowa, zwanego od rapsodów Słowackiego Teatrem
Rapsodycznym. Zespół teatru zorganizował Tadeusz Kudliński, a przejął
go od połowy 1941 r. zaprzyjaźniony z Lolkiem dr Mieczysław Kotlarczyk,
któremu zapewniono pracę konduktora tramwajowego.
Filarem zespołu był Karol Wojtyła - student konspiracyjnych
studiów polonistycznych na UJ, a z konieczności robotnik krakowskich
zakładów chemicznych "Solvay". Karol zapowiadał się na aktora wielkiego
formatu. Podczas okupacji Teatr dał 22 przedstawienia, m.in. Słowackiego
- Król Duch, Samuel Zborowski, Beniowski, a także Hymny Kasprowicza,
arcydzieła Mickiewicza, Wyspiańskiego, Norwida. Lolek szczególne
zamiłowanie miał do twórczości Norwida, doskonale ją rozumiał, uznawał
Norwida za czwartego polskiego wieszcza.
Teatr Rapsodyczny wielce się zasłużył, podnosząc godność
polskiej kultury, przekazując idee narodowe, podtrzymując wiarę w
zwycięstwo i godną przyszłość narodu. Przetrwał okupację, ale w maju
1978 r. został haniebnie zlikwidowany. Mieczysław Kotlarczyk, gnębiony
przez pseudodziałaczy reżimu komunistycznego, zmarł w 1978 r.
Lolek - student, robotnik walczył w okresie okupacji
o tę Polskę, o którą walczyli żołnierze Armii Krajowej. Jego działalność
tak samo jak walka z bronią była narażona na ciężkie represje.
Po wojnie pozostali na obczyźnie: Rudek Kogler i Tolek
Galwin w Kanadzie, Zdzisek Bernaś i Jurek Kluger w Italii. Bohaterowie
II wojny, zapomniani, z dala od najbliższych, nękani tęsknotą, z
wielkim trudem musieli budować sobie jakże twarde nowe życie.
Staszek Jura, Tomek Romański i Staszek Bartosik wrócili
po ciężkich bojach wojennych do wytęsknionej Polski ze złudną nadzieją,
że tu doczekają się w poważaniu, ładzie i sprawiedliwości spokojnego
życia. Zawiedzeni, prześladowani, z trudem, z przeszkodami musieli
torować sobie wyboistą drogę do zdobycia pracy, mieszkania, przyjęcia
na studia.
Dla pełniejszego obrazu naszych losów podam, że oprócz
Lolka służbie kapłańskiej poświęcił się Karol Kurek z Zembrzyc. Drobny,
cichy, zrównoważony, serdeczny kolega od III do VIII klasy. Zmarł
niedługo po uzyskaniu święceń kapłańskich, jako wikariusz krakowskiej
archidiecezji. Zawód inżynierów wybrało 8 kolegów, lekarzy - 3, ekonomistów
- 6, pedagogów - 2.
Garstka "wadowickich pnioków", zgarbionych pod ciężarem
trudów życia, o mocno przerzedzonych siwych włosach, pooranych wiekiem
twarzach - topnieje. Świeczki nasze dogasają...
Mimo że jesteśmy rozproszeni po całej Polsce, pielęgnujemy
nasze więzy koleżeństwa i przyjaźni. Z radością, jak powracające
na wiosnę jaskółki, zlatujemy się do Wadowic, Krakowa, Kęt, pełni
sentymentalnych wspomnień z lat naszej beztroskiej młodości.
Szczególnie drogie, pełne wzajemnej głębokiej serdeczności
są nasze koleżeńskie spotkania w Watykanie i Castel Gandolfo. Nasz
wielki kolega, wspaniały przyjaciel, jeden z nas - Lolek, dziś następca
św. Piotra, niestrudzony pielgrzym, który przez długie lata dzielił
z nami trudy nauki w wadowickim gimnazjum, radości sportu i zabaw
- zawsze darzy nas swym ciepłem i wielką dobrocią. Wracamy od niego
pogodniejsi, jakby lepsi, wzmocnieni wiarą zwycięstwa Dobra i Prawdy,
pokrzepieni apostolskim błogosławieństwem na wytrwanie w dalszych
naszych późnojesiennych dniach.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu