Przed laty Czesław Miłosz, patrząc na rozwój medialnej komunikacji, ocenił współczesną rzeczywistość mianem cywilizacji ludzi piszących, ale nieczytających. Każdy chce mówić, a mało kto chce słuchać innych. Nauczycielowi w szkole nie grozi mówienie do pustych krzeseł, bo uczniowie mają obowiązek uczęszczania. Rodzic z kolei swoje uwagi do dziecka może przekazywać w każdej chwili wspólnego przebywania w domu. Nawet kapłan i katecheta mają zapewnioną frekwencję, bo wielu z nas żyje w świadomości wielkości Bożych spraw, nawet przy słabościach ludzi Kościoła. Komu więc grozi mówienie do „pustej sali”?
Przygotowując się na spotkanie katechetów, przeglądam wydaną przez naszą kurię pozycję M. Śnieżyńskiego „Metody wszechstronnego nauczania i uczenia się”. Znany pedagog wymienia tam trzy cechy charakteryzujące katechetę naszych oczekiwań. To na pewno człowiek wiary, przeniknięty miłością do ludzi. Swoją osobowością powoduje on, że nawet przedmioty martwe zdają się ożywiać. To także człowiek z duszą artysty, potrafiący dostrzec potrzeby dziecka, przenikając do wnętrza młodzieńczej duszy. Trzecią cechą jest kontaktowość, pozwalająca pracować na tej samej częstotliwości co nasz odbiorca. Każdy z wychowawców wyczuwa, czy została nawiązana z dziećmi nić porozumienia, czy męczą się podczas wspólnego przeżywania.
Podczas lekcji z młodzieżą zauważyłem, że coraz mniej uczniów spogląda na tablicę, gdzie wypisywałem powiązania rodzinne postaci ze Starego Testamentu. Ktoś zaczął rozmawiać z kolegą, następny rozglądał się po sali, a dziewczęta wyjęły zeszyty z innego przedmiotu. Widząc to totalne wyłączenie, powiedziałem prowokacyjną tezę: „Nie wiem, w jakim wieku patriarcha miał syna, ale jestem pewien, że ojciec powinien być starszy od syna przynajmniej o rok”. Po czym zawiesiłem głos. Wówczas jeden z uczniów ze spokojem stwierdził: „Teraz to Pan chyba już trochę przesadził”. Po czym wybuchł ogólny śmiech. Od tego momentu katecheza była żywa i nikt z nas nie wyłączał się z dialogu.
Trudna, często niedoceniana jest rola wychowawców. Łatwo dawać z boku uwagi, trudniej wywołać u dzieci poczucie otwartości na słowa nauczycieli. Ale jeśli nasza postawa pedagogiczna będzie wypływać z Bożej miłości, jest szansa na ukształtowanie cywilizacji miłości. Już nawet w Rosji władze zastanawiają się nad upowszechnieniem nauczania religii w szkole. Widzą w katechezie może już ostatnią szansę na uratowanie szacunku międzyludzkiego w młodym pokoleniu. Mówienie o wartościach bez odniesienia do Boga staje się bowiem coraz bardziej monologiem do „pustej sali”.
PS Siostry Loretanki wydały wspomnienia o kapłanach widzianych przez nas jako przykłady pozytywnego oddziaływania na życie innych ludzi, stąd tytuł: „Pan daje dobrych pasterzy”. Miło, że do grona ludzi znaczących i słuchanych w życiu Kościoła w Polsce zaliczono zmarłego kustosza rokitniańskiego sanktuarium ks. kan. Tadeusza Kondrackiego. Wokół niego zawsze było grono zaciekawionych słuchaczy. Umiał bowiem jako doświadczony cierpieniami człowiek ze Wschodu cieszyć się własnym kapłaństwem i tę radość wiary przekazywać pielgrzymom.
„Bóg zapyta nas, czy pielęgnowaliśmy i dbaliśmy o świat, który stworzył (por. Rdz 2, 15), dla dobra wszystkich i przyszłych pokoleń, oraz czy troszczyliśmy się o naszych braci i siostry” - stwierdził Ojciec Święty podczas konferencji zorganizowanej w 10. rocznicę publikacji encykliki Laudato si’ w Centrum Mariapoli w Castel Gandolfo.
Zanim przejdę do kilku przygotowanych uwag, chciałbym podziękować dwojgu przedmówcom, [Arnoldowi Schwarzeneggerowi i Marinie Silva - brazylijska minister środowiska i zmian klimatycznych - przyp. KAI], ale chciałbym dodać, że jeśli rzeczywiście jest wśród nas dziś po południu bohater akcji, to są to wszyscy, którzy wspólnie pracują, aby coś zmienić.
S. Maria Druch prowadzi rekolekcje i głosi konferencje na temat aniołów.
Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy,
dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa.
Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała
wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej.
„Nie ma dzisiaj zakątka ziemi, nie ma człowieka ani takich
jego potrzeb, których by nie dosięgła ich (aniołów) uczynność
i opieka”. Wiecie, Drodzy Czytelnicy, kto jest autorem
tych słów? Wypowiedział je nieco już dziś zapomniany
arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, który założył
w Wilnie (w 1889 r.) żeńskie bezhabitowe zgromadzenie
zakonne – Siostry od Aniołów. Wspominam o tym nie
bez powodu, bo autorką kolejnego świadectwa jest siostra
Maria Druch z tego właśnie anielskiego zgromadzenia.
Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy,
dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa.
Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała
wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej. Oddajemy zatem
jej głos.
„Miałam wtedy 13 lat. Spędzałam ferie zimowe u wujka.
Jego dom był położony nieopodal żwirowni. Latem kąpaliśmy
się w zalanych wykopach. Trzeba było uważać, ponieważ
już dwa metry od brzegu było tak głęboko, że nie
dało się złapać gruntu pod stopami. Zimą było to doskonałe
miejsce na spacery. Woda zamarzała, lód był bardzo
gruby, rybacy łowili ryby w przeręblach. Czułam się
tam bardzo bezpiecznie. W czasie jednego z takich moich
spacerów obeszłam dookoła wysepkę i znalazłam się
w zatoce, gdzie temperatura musiała być wyższa. Nagle
usłyszałam dźwięk… trtttttt. Zorientowałam się, że lód
pode mną pęka. Nie znałam wtedy zasady, że powinno
się położyć i wyczołgać z zagrożonego miejsca. Wpadłam
w panikę. Zrobiłam rzecz najgorszą z możliwych.
Zaczęłam szybko biec do oddalonego o około dziesięć
metrów brzegu. Lód pode mną się nie łamał, ale był rozmokły
i czułam, że im bliżej jestem celu, tym moje stopy
coraz głębiej się w niego zapadają.
Kiedy ostatecznie dotarłam do brzegu, serce chciało
ze mnie wyskoczyć. Byłam w szoku. Dopiero po dłuższej
chwili dotarło do mnie, co się wydarzyło. Według zasad
fizyki powinnam znajdować się w wodzie. Nie miałam
prawa dobiec do brzegu po rozmokłym lodzie, naciskając
na niego tak mocno. Wiem też, jak tam było głęboko –
nie biegłam po dnie pokrytym lodem. Pode mną były wielometrowe
otchłanie. Wtedy uznałam to za przypadek,
szczęście.
Włoska Konferencja Biskupia chce otworzyć szpital w Gazie. Poinformowano o tym po wizycie jej sekretarza generalnego, abp. Giusppe Baturiego w Ziemi Świętej. Przekazał on pomoc humanitarną na ręce łacińskiego patriarchy Jerozolimy kard. Pierbattisty Pizzaballi. Zapowiedział też zorganizowanie solidarnościowej pielgrzymki włoskich biskupów do Ziemi Świętej.
„Chcemy dzielić się wiarą w nadziei na lepszy świat, ale również oburzeniem z powodu niesprawiedliwej przemocy, która depcze ludzką godność - oświadczył abp Baturi. Wskazał, że „trzeba zaprzestać przemocy, uwolnić zakładników i zaprzestać ataków na lud, którego nie można karać w ten sposób”.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.