22. Niedziela Zwykła „A”
Jr 20, 7-9; Mt 16, 21-27
O Piotrze rozważaliśmy w minioną niedzielę. Na kanwie Piotrowego lęku płynącego z obawy, że śmierć Jezusa zniweczy ludzkie plany wyróżnionego przed chwilą syna Jony, Jezus, zgodnie ze swoją pedagogią, wyjaśnia w prostych słowach i trzech punktach sens drogi za Nim. On spełnia ujawnioną w pierwszym czytaniu drogę Sługi Jahwe, dla którego słowo Pańskie stało się „codzienną zniewagą i pośmiewiskiem”. Jezus poucza, że uczeń Jezusa, budowniczy Królestwa Bożego musi:
- wyrzec się samego siebie - na ogół słowa samozaparcie używamy w zawężonym znaczeniu. Nadajemy mu taki sens: obywać się bez czegoś, oddawać coś. Na przykład tydzień wyrzeczeń to tydzień, kiedy obywaliśmy się bez pewnych przyjemności, wygód, zazwyczaj dla jakiejś dobrej sprawy. Takie zrozumienie stanowi zaledwie cząstkę tego, co Jezus rozumiał przez samozaparcie. Zaprzeć się samego siebie znaczy w każdym momencie życia mówić w stosunku do siebie: „Nie!” a w stosunku do Boga: „Tak!”. Zaprzeć się samego siebie znaczy raz na zawsze, ostatecznie i pod każdym względem zdetronizować własne „Ja” i Boga umieścić na tronie.
- winien wziąć swój krzyż - inaczej mówiąc, musi podjąć ciężar ofiary. Życie chrześcijańskie jest życiem ofiarnej służby. Tym, co naprawdę się liczy, nie są tylko jednorazowe zrywy, gdy zdobywamy się na ofiarę, ale życie prowadzone w ciągłej gotowości spełniania woli Boga i wychodzenia naprzeciw potrzebom bliźnich. Życie chrześcijańskie zawsze bardziej koncentruje się na potrzebach innych niż własnych.
- winien naśladować Jezusa Chrystusa - to znaczy: winien wykazać pełne posłuszeństwo dla Jezusa Chrystusa. W dzieciństwie bawiliśmy się w grę, która polegała na tym, że trzeba było naśladować wszystkie ruchy prowadzącego zabawę, bez względu na to, jakby nie były skomplikowane. Chrześcijańskie życie to stałe naśladowanie tego, który nam przewodzi, wykazywaniu posłuszeństwa w myśli, słowie i czynie. Chrześcijanin kroczy śladami Chrystusa wszędzie.
Realizacja tych trzech zasad stanowi warunek zachowania swojego życia. Dodajmy, nie tylko na wieczność, ale także w doczesności. Oto dwa jakże różne w swej wymowie przykłady. Od pewnego czasu nasze szpitale w okresie świątecznym, sylwestrowym stają się „przechowalnią” ludzi starych. Dzieci, nie chcąc utrudniać sobie świata, przywożą swoich starych rodziców na internę, by tam mogli przetrwać święta. Lekarze są powiernikami łez, żalów, że oto po tylu latach wyrzeczeń, biedowania, odkładania pieniędzy na studia, na domy, teraz muszą w szpitalnej sali przeżywać czas, który winien być spotkaniem rodzinnej wspólnoty. Starzy rodzice dobrze wiedzą, że nie przywiodła ich na szpitalne sale nagła choroba, ale niechęć dzieci do zajmowania się starszymi ludźmi. W jedne święta w przemyskim szpitalu zdarzył się jednak przypadek szczególny. Dzieci przywiozły chorą matkę i widać było, że są bardzo zażenowani. Nie uszło to uwagi pani doktor, która mi o tym opowiadała. Przyznali, nieco się rumieniąc, że jest im ogromnie przykro, ale od lat składali pieniądze na zagraniczny wyjazd. Tak naprawdę nie byli nigdy razem na urlopie. I oto teraz się udało, ale stan mamy znacznie się pogorszył i nie bardzo mają ją z kim zostawić. Zamyślali zrezygnować z wyjazdu, ale to mama napierała, aby skorzystali z okazji.
- To były dla mnie urocze święta - kontynuuje swoje opowiadania lekarka. Ileż nasłuchałam się ciepłych słów od starej matki o dobroci jej córki i zięcia, ile radości, że ją posłuchali i trochę odpoczną od niej, „bo wie pani ja już od lat choruję i oni są dla mnie tacy cierpliwi. I jeszcze jedno pani powiem - sporo mnie kosztowało ich wychowanie, mąż wcześnie umarł, ale nie żałuję tamtych wydawało się straconych lat, kiedy dzisiaj doświadczam tak wiele miłości”. „Bo kto (…) straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je”.
Jest też i inna przestroga w dzisiejszej Ewangelii: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je”. Przez lata gromadka dzieci przeżywała swój wstyd z powodu alkoholizmu ojca. Unikała wiejskich zabaw z obawy, że tam pijany ojciec będzie ośmieszał się na oczach wiejskiej gromady. Mijały lata. Niektóre z dzieci coraz bardziej obojętniały na trwający stan emocjonalnej pustyni. Przyszedł dzień okrągłej rocznicy urodzin ojca. Jedno z dzieci zamówiło uroczystą kolację, poinformowało rodzeństwo. Nadszedł uroczysty wieczór. Przy kilkunastu nakryciach usiadło dwoje dzieci i stary ojciec. Planowana radość wieczoru zamieniła się w nostalgiczny smutek, na szczęścia ojciec nie do końca był zdolny do uświadomienia sobie rozmiaru dramatu straconych relacji z dziećmi.
Inny przykład. Pogrzeb ojca, który przez lata odrzucał krzyż ojcostwa na rzecz alkoholu. Jak zaświadczył jeden z synów, były dni, kiedy modlił się o śmierć ojca, by wreszcie w domu nastał spokój. W dniu pogrzebu dał wzruszające świadectwo: „Czas choroby i umierania mojego taty był czasem odkrywania, jakiego dobrego miałem ojca. Niestety zabrał go nam alkohol. Modlitwa wielu ludzi sprawiła, że mieliśmy jako dzieci okazję doświadczyć dobroci taty. Mogliśmy razem modlić się na Jasnej Górze i w szpitalnej sali. Dostąpiliśmy tego szczęścia, że nasz tato umarł podczas modlitwy Koronką do Bożego Miłosierdzia, z ręką kapłana na jego stygnącym czole.
„Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je»”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu