Reklama

Wyciągnięta ludzka dłoń

Modlić lubiła się od zawsze. Odkąd tylko sięga pamięcią modlitwa sprawiała jej radość. Wtedy czuła, że jest blisko Pana Boga. W ten sposób szukała wyciszenia i kontaktu z Bogiem, który dla niej był najważniejszy w życiu. Nie wie, czy lubiła się modlić dlatego, że urodziła się 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, tak jak bł. ks. Jerzy Popiełuszko; być może dlatego. Wie jedno: Chrystus i Jego krzyż towarzyszyły jej całe życie

Niedziela kielecka 26/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wdzieciństwie Elżbieta Korczyńska miała koleżankę, z którą chodziły do kieleckiej katedry w każdą środę na ich „ulubione nabożeństwo” do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W wolnych od zajęć chwilach udawały się na spacery na Stary Cmentarz. Szukały tam wyciszenia i zadumy.
- Myślę, że dałam się kierować natchnieniom Ducha Świętego. Duch Święty wiele razy wskazywał mi drogę, którą powinnam wybrać, a modlitwa to droga, która prowadzi w dobrym kierunku - mówi.
Gdy spotkało ją coś przykrego, szła do kościoła przed oblicze Madonny, aby się poskarżyć, wypłakać, szukać ukojenia. Gdy rozpierała ją radość, to również dzieliła się nią z Maryją.
Kiedy dorosła, tak się złożyło, że droga do pracy prowadziła obok katedry. Nie sposób więc było nie wstąpić choć na chwilę, może nie codziennie, ale często, naprawdę często. Te modlitwy i trwanie przy Panu Bogu bardzo pomogły jej w życiu.

Wierzę w Boga Ojca

Wyjeżdżali z mężem w trasę. Spieszyli się. Trzeba było zdążyć. Ktoś czekał, tyle spraw, a czas nieubłaganie gonił. Zabrakło im chwili na poranną modlitwę. Wsiedli do auta i pojechali. O modlitwie jednak nie zapomnieli. W samochodzie zaczęli odmawiać poranny pacierz. Gdy na skrzyżowaniu w ich samochód uderzył autobus, nikt nie wierzył, że przeżyli. Ocknęła się szpitalu, pamiętała tylko, że gdy z mężem wypowiedzieli słowa: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego” coś z ogromną siłą uderzyło w ich samochód. Auto poszło do kasacji, a oni wyszli z wypadku prawie bez szwanku.
- Po latach, kiedy mój mąż odszedł do wieczności, nie zostałam sama w mieszkaniu. Jestem tylko zameldowana sama, czuję jednak obok siebie stałą obecność i opiekę Matki Bożej - mówi.
Tak, było ciężko. Samotność nie jest najlepszym sposobem na życie. Człowiek potrzebuje ciepłej dłoni drugiej osoby. Gdy wchodziła do pustego mieszkania, od razu pojawiał się smutek i tęsknota. Nie poddała się. Włączyła się do wspólnoty przy parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika. W Apostolacie Maryjnym odkryła swoją drugą rodzinę. Na pielgrzymkach i spotkaniach diecezjalnych odnalazła wspaniałych, oddanych Maryi ludzi. Była znowu u siebie, nie była samotna.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Oprzeć się na człowieku

Pamięta jak w Kalwarii Zebrzydowskiej na Dróżkach Maryjnych zwątpiła w swoje siły. Nie miała odpowiednich butów. Wtedy pomyślała: „Nie dam rady, chyba się wycofam”. W tym momencie podeszła do niej drobna apostołka i powiedziała: „Może pójdziemy razem?”. - Wzięłyśmy się za ręce i szłyśmy tak spokojnie i zwyczajnie jak jakąś aleją, nie odczuwając trudów całej trasy. Myślę, że to była pomoc Matki Bożej, która zesłała mi tę nieznajomą - mówi.
Innym razem, będąc na pielgrzymce w Wiślicy pojechali do Gorysławic. Tam, w nieczynnej zabytkowej kaplicy stał na ziemi bardzo dużych rozmiarów obraz Jezusa Miłosiernego. Stała przed tym obrazem urzeczona i oniemiała, nie mogąc się poruszyć. Kaplica była mała, ludzi dużo, ale gdy pojawiła się możliwość zbliżenia do obrazu, zapragnęła dotknąć Pana Jezusa. Po dotknięciu stopy Jezusa Miłosiernego poczuła przejmujące ciepło, była jakby w innym wymiarze. Nie pamięta jak długo trwała na modlitwie. W końcu ktoś wziął ją za rękę i głośno powiedział: „Proszę iść już do autokaru, czy nie widzi pani, że nikogo nie ma w kaplicy?”. To było trzy lata temu. Ten obraz Miłosiernego Chrystusa wciąż widzi przed oczami. Wie, że musi podążać Jego śladem.

Pomocna dłoń

Przed laty na dworcach kolejowych panował koszmarny tłok, a ludzie setkami cisnęli się, aby wsiąść do pociągu. Pchali się, potykali, wskakiwali do wagonów przez okna, każdy chciał się dostać do pociągu, nikt nie patrzył na drugiego człowieka. W pewnym momencie tłum ludzi zepchnął ją, drobną dziewczynę pod wagon między tory. Rodzina nie mogła jej znaleźć. Przerażenie odebrało jej mowę. Nie była w stanie krzyknąć. Pociąg miał ruszyć lada chwila. Nie mogła sama wydostać się na wysoki peron. Widziała tylko setki ludzkich nóg i słyszała krzyki przepychających się ludzi. W pewnej chwili zobaczyła wyciągniętą dłoń. Jakiś chłopiec podał jej rękę i wyciągnął spod kół pociągu.
- Myślę, że to Matka Boża pilnowała mnie wtedy, otaczając swoim płaszczem łask i zesłała mi tego młodego człowieka. Będąc teraz we wspólnocie parafialnej, nadal czuję opiekę Niepokalanej i właśnie Cudowny Medalik, który tak bardzo kocham i noszę na sercu, pomaga mi w zmaganiach z trudami życia, a Maryja stawia na mojej drodze dobrych, życzliwych ludzi.
Zapamiętała tę pomocną dłoń, która kiedyś do niej została wyciągnięta. Teraz sama, spłacając dług wyciąga swoje dłonie do potrzebujących.

Reklama

„Dobrze było”

Któregoś ranka podczas modlitwy przypomniała sobie słowa Pana Jezusa, który mówił: „byłem w więzieniu a nie odwiedziliście mnie”. Te słowa głęboko zapadły w jej sercu. Szybko nawiązała kontakt z kapelanem aresztu. Chciała spotkać się z więźniami i mówić im o miłości Chrystusa.
W areszcie nie było kaplicy i zakrystii. Ksiądz kapelan Janusz Popielski przebierał się w szaty liturgiczne pod schodami, a Mszę św. odprawiał na korytarzu. Kaplica powstała kilka miesięcy później.
Do aresztu udała się z dwiema koleżankami. Przechodząc przez więzienną bramę, poczuły się nieswojo. Kraty i strażnicy z bronią robiły na nich przygnębiające wrażenie. Po pokonaniu wszystkich bram i drzwi dotarły do nowej kaplicy pw. św. Barbary - patronki więźniów. Ksiądz Kapelan odprawił dwie Msze św. W pierwszej wzięło udział 30 mężczyzn. Byli to wyłącznie mężczyźni z najcięższymi wyrokami. Zachowywali się skandalicznie.
Do Mszy św. usługiwało dwóch osadzonych, oprawę muzyczną i śpiew wykonywał także osadzony. Kiedy po Mszy św. zabrała głos, przeżyła gehennę. Osadzeni wyśmiali ją, gwizdali, tupali nogami, „miała szum w głowie i sucho w gardle”, jąkając się z trudem dobrnęła do końca swojego „apostołowania”. Ksiądz Kapelan uprzedzał, że nie będzie lekko, i lekko nie było. Na koniec spotkania wszystkim osadzonym rozdali obrazki z modlitwą do Niepokalanej, Cudowne Medaliki i prasę katolicką. Była załamana. Przed drugą Mszą św. gorąco się modliła, prosząc Niepokalaną o odwagę i siłę, by przed tą kolejną grupą nie okazała lęku i słabości. Strażnicy przyprowadzili około 30 osób. Byli to młodzi mężczyźni i kobiety. Kiedy po Mszy św. zabrała głos, ściskając w ręku Cudowny Medalik, mówiła zdecydowanie, głośno, patrząc im prosto w oczy. W kaplicy panowała cisza i skupienie. W duchu dziękowała Maryi za pomoc. Po Mszy św. jeden z „więziennych ministrantów,” podszedł do niej z uśmiechem i powiedział: - Dobrze było. Proszę nas odwiedzać, bo przez takie gesty życzliwości sprawiacie nam radość. Dziękujemy, że jesteście z nami.
Pierwsze lody zostały przełamane. Z osadzonymi nawiązała się nić przyjaźni. Jeden z nich, młody mężczyzna zaczął z nią korespondować. W jednym z listów pisze: „w więzieniu otarłem się o szatę Pana Jezusa i uchwyciłem się frędzli tej szaty, od tamtej pory pragnę iść za Nim jego drogą, a pomagają mi w tym ojcowie benedyktyni z Tyńca, którzy przygotowują mnie do stanu zakonnego”. - Pan Andrzej „przebudził się za murami więzienia, zrozumiał swój błąd i jest w tej chwili bardzo wartościowym duchowo człowiekiem, który przygotowuje się do życia zakonnego - mówi pani Elżbieta, ciesząc się, że w mogła pomóc mu w odkryciu Jezusa.
Nadal są w stałym kontakcie z Księdzem Kapelanem. Gdy dowiedziały się, że więźniowie z plastikowych zakrętek przerabianych na surowiec wtórny wykonują różańce, zaczęły zbierać zakrętki. Wciągnęły w to cały Apostolat Maryjny.
Z czasem okazało się, że wielu osadzonych nie potrafi nawet się przeżegnać, większość z nich nie zna żadnej modlitwy, nie ma żadnego sakramentu, nawet chrztu. Ksiądz Kapelan od podstaw przygotowuje chętnych do kolejnych sakramentów. Robi to z wielką pasją. Apostołki Maryi podjęły się kolejnego czynu: zbierania książeczek do nabożeństwa, katechizmów, modlitewników, wszystkiego, co może pomóc w przygotowaniu do czekających ich sakramentów świętych.

Ofiarować się Bogu

W swoim życiu - jak mówi - mogła nie mieć czasu dla znajomych, przyjaciół, ale na modlitwę czy obowiązki związane z Kościołem zawsze był czas. To było dla niej najważniejsze. Czasami rodzinę musi postawić na drugim planie, ale jej bliscy wiedzą, że bardzo ich kocha. Różni ludzie mają różne pasje, ona ma Apostolat.
- Kocham ludzi, a szczególnie ludzi starszych, samotnych, którym można pomóc, ale i dużo się od nich nauczyć, skorzystać z ich doświadczenia i przekazać je młodszym pokoleniom, pamiętając, że największym dobrem na tej ziemi jest człowiek.
Przeszło dwa lata temu odbyło się diecezjalne spotkanie Apostolatu Maryjnego w bazylice katedralnej w Kielcach. Po spotkaniu była Eucharystia, podczas której bp Kazimierz Ryczan konsekrował wdowę. Coś błysnęło w jej sercu, coś ją poruszyło. - Może właśnie w ten sposób ofiarować swoje wdowie życie Panu Bogu? - pomyślała. Szybko trafiła do ks. Tomasza Rusieckiego, wikariusza biskupiego ds. życia konsekrowanego.
Do konsekracji przygotowywała się ponad dwa lata. Kilka razy w miesiącu były spotkania formacyjne, a pod koniec były rekolekcje dla nich, trójki kandydatów.
Od czasu konsekracji wyciszyła się. Innymi oczami patrzy na świat i drugiego człowieka, z większą rozwagą podchodzi do codziennych spraw. Stara się zawsze wsłuchiwać w głos Ducha Świętego i Jezusa, pamiętając o codziennej modlitwie i uczynkach miłosiernych.
Mimo że jest wdową, nie jest sama. Zresztą, nigdy przecież sama nie była.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Weszła w życie nowela rozporządzenia MZ dotycząca tzw. klauzuli sumienia

2024-05-30 07:37

[ TEMATY ]

klauzula sumienia

Adobe Stock

Placówki medyczne mają obowiązek tak zorganizować pracę, by przynajmniej jeden z lekarzy mógł wykonać zabieg przerwania ciąży - przewiduje nowelizacja rozporządzenia w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej, która w czwartek weszła w życie.

Nowelizacja rozporządzenia w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej została opublikowana w Dzienniku Ustaw 15 maja.

CZYTAJ DALEJ

Św. Joanna d´Arc

[ TEMATY ]

Joanna d'Arc

pl.wikipedia.org

Drodzy bracia i siostry,
Chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć o Joannie d´Arc, młodej świętej, żyjącej u schyłku Średniowiecza, która zmarła w wieku 19 lat w 1431 roku. Ta młoda francuska święta, cytowana wielokrotnie przez Katechizm Kościoła Katolickiego, jest szczególnie bliska św. Katarzynie ze Sieny, patronce Włoch i Europy, o której mówiłem w jednej z niedawnych katechez. Są to bowiem dwie młode kobiety pochodzące z ludu, świeckie i dziewice konsekrowane; dwie mistyczki zaangażowane nie w klasztorze, lecz pośród najbardziej dramatycznych wydarzeń Kościoła i świata swoich czasów. Są to być może najbardziej charakterystyczne postacie owych „kobiet mężnych”, które pod koniec średniowiecza niosły nieustraszenie wielkie światło Ewangelii w złożonych wydarzeniach dziejów. Moglibyśmy je porównać do świętych kobiet, które pozostały na Kalwarii, blisko ukrzyżowanego Jezusa i Maryi, Jego Matki, podczas gdy apostołowie uciekli, a sam Piotr trzykrotnie się Go zaparł. Kościół w owym czasie przeżywał głęboki, niemal 40-letni kryzys Wielkiej Schizmy Zachodniej. Kiedy w 1380 roku umierała Katarzyna ze Sieny, mamy papieża i jednego antypapieża. Natomiast kiedy w 1412 urodziła się Joanna, byli jeden papież i dwaj antypapieże. Obok tego rozdarcia w łonie Kościoła toczyły się też ciągłe bratobójcze wojny między chrześcijańskimi narodami Europy, z których najbardziej dramatyczną była niekończąca się Wojna Stulenia między Francją a Anglią.
Joanna d´Arc nie umiała czytań ani pisać. Można jednak poznać głębiej jej duszę dzięki dwóm źródłom o niezwykłej wartości historycznej: protokołom z dwóch dotyczących jej Procesów. Pierwszy zbiór „Proces potępiający” (PCon) zawiera opis długich i licznych przesłuchań Joanny z ostatnich miesięcy jej życia ( luty-marzec 1431) i przytacza słowa świętej. Drugi - Proces Unieważnienia Potępienia, czyli "rehabilitacji" (PNul) zawiera zeznania około 120 naocznych świadków wszystkich okresów jej życia (por. Procès de Condamnation de Jeanne d´Arc, 3 vol. i Procès en Nullité de la Condamnation de Jeanne d´Arc, 5 vol., wyd. Klincksieck, Paris l960-1989).
Joanna urodziła się w Domremy - małej wiosce na pograniczu Francji i Lotaryngii. Jej rodzice byli zamożnymi chłopami. Wszyscy znali ich jako wspaniałych chrześcijan. Otrzymała od nich dobre wychowanie religijne, z wyraźnym wpływem duchowości Imienia Jezus, nauczanej przez św. Bernardyna ze Sieny i szerzonej w Europie przez franciszkanów. Z Imieniem Jezus zawsze łączone jest Imię Maryi i w ten sposób na podłożu pobożności ludowej duchowość Joanny stała się głęboko chrystocentryczna i maryjna. Od dzieciństwa, w dramatycznym kontekście wojny okazuje ona wielką miłość i współczucie dla najuboższych, chorych i wszystkich cierpiących.
Z jej własnych słów dowiadujemy się, że życie religijne Joanny dojrzewa jako doświadczenie mistyczne, począwszy od 13. roku życia (PCon, I, p. 47-48). Dzięki "głosowi" św. Michała Archanioła Joanna czuje się wezwana przez Boga, by wzmóc swe życie chrześcijańskie i aby zaangażować się osobiście w wyzwolenie swojego ludu. Jej natychmiastową odpowiedzią, jej „tak” jest ślub dziewictwa wraz z nowym zaangażowaniem w życie sakramentalne i modlitwę: codzienny udział we Mszy św., częsta spowiedź i Komunia św., długie chwile cichej modlitwy prze Krucyfiksem lub obrazem Matki Bożej. Współczucie i zaangażowanie młodej francuskiej wieśniaczki w obliczu cierpienia jej ludu stały się jeszcze intensywniejsze ze względu na jej mistyczny związek z Bogiem. Jednym z najbardziej oryginalnych aspektów świętości tej młodej dziewczyny jest właśnie owa więź między doświadczeniem mistycznym a misją polityczną. Po latach życia ukrytego i dojrzewania wewnętrznego nastąpiły krótkie, lecz intensywne dwulecie jej życia publicznego: rok działania i rok męki.
Na początku roku 1429 Joanna rozpoczęła swoje dzieło wyzwolenia. Liczne świadectwa ukazują nam tę młodą, zaledwie 17-letnią kobietę jako osobę bardzo mocną i zdecydowaną, zdolną do przekonania ludzi niepewnych i zniechęconych. Przezwyciężywszy wszystkie przeszkody spotyka następcę tronu francuskiego, przyszłego króla Karola VII, który w Poitiers poddaje ją badaniom przeprowadzanym przez niektórych teologów Uniwersytetu. Ich ocena jest pozytywna: nie dostrzegają w niej nic złego, lecz jedynie dobrą chrześcijankę.
22 marca 1429 Joanna dyktuje ważny list do króla Anglii i jego ludzi, oblegających Orlean (tamże, s. 221-22). Proponuje w nim prawdziwy, sprawiedliwy pokój między dwoma narodami chrześcijańskimi, w świetle imion Jezusa i Maryi, ale jej propozycja zostaje odrzucona i Joanna musi angażować się w walkę o wyzwolenie miasta, co nastąpiło 8 maja. Innym kulminacyjnym momentem jej działań politycznych jest koronacja Karola VII w Reims 17 lipca 1429 r. Przez cały rok Joanna żyje między żołnierzami, pełniąc wśród nich prawdziwą misję ewangelizacyjną. Istnieje wiele ich świadectw o jej dobroci, męstwie i niezwykłej czystości. Wszyscy, łącznie z nią samą, mówią o niej „la pulzella” - czyli dziewica.

Męka Joanny zaczęła się 23 maja 1430, gdy jako jeniec wpada w ręce swych wrogów. 23 grudnia zostaje przewieziona pod strażą do miasta Rouen. To tam odbywa się długi i dramatyczny Proces Potępienia, rozpoczęty w lutym 1431 r. a zakończony 30 maja skazaniem na stos. Był to proces wielki i uroczysty, któremu przewodniczyli dwaj sędziowie kościelni: biskup Pierre Cauchon i inkwizytor Jean le Maistre. W rzeczywistości kierowała nim całkowicie duża grupa teologów słynnego Uniwersytetu w Paryżu, którzy uczestniczyli w nim jako asesorzy.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Kard. Nycz: Świeckości państwa nie przekreślają ani znaki religijne, ani krzyże

2024-05-30 15:28

[ TEMATY ]

kard. Kazimierz Nycz

kard. Nycz

PAP/Radek Pietruszka

Świeckości państwa nie przekreślają ani znaki religijne, ani krzyże; dziś nikomu w naszym podzielonym społeczeństwie nie potrzeba nowych wojenek i podziałów - mówił metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz podczas centralnej procesji Bożego Ciała w Warszawie.

Centralne uroczystości Bożego Ciała rozpoczęły się w czwartek mszą św. pod przewodnictwem kard. Nycza w archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Po mszy św. wyruszyła tradycyjna procesja do czterech ołtarzy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję