Niewiele po ósmej rano wyszły z kościołów parafialnych pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Oświęcimiu i na Harmężach (Ośrodek Duchowości św. Maksymiliana) dwie kilkutysięczne procesje, połączone w jedną i wkroczyły na teren KL Auschwitz, by pod blokiem nr 11 uczestniczyć w uroczystościach rocznicy śmierci Maksymiliana Marii Kolbego. Pielgrzymów było tak wielu, że zapełnili oni nie tylko plac przed samym blokiem śmierci, ludzie stali również przed innymi blokami. Z podwyższenia dobiegały zupełnie inne słowa, niż przed laty: to słowa pociechy - nie strachu, to wyrazy miłości - nie agresji i bólu.
Już lekcja odczytana przez byłego więźnia KL Auschwitz, nr 3121, Władysława Lewkowicza, która stała się motywem przewodnim późniejszych wypowiedzi, obudziła wiarę. Natomiast ks. Kazimierz Malinowski, prowincjał prowincji polskiej w swojej wzruszającej homilii stwierdził:
„Pielgrzymujący dzisiaj do obozu śmierci w Oświęcimiu, dostrzegamy, że on na tę chwilę staje się sanktuarium zwycięskiej miłości św. Ojca Kolbego. «Nikt nie ma większej miłości od tego, który życie swoje oddaje za przyjaciół swoich» - mówi Jezus w Ewangelii. Jak wielką trzeba mieć miłość w sercu, by decydować się na czyn podobny do czynu o. Maksymiliana! Oddać to, co się ma najcenniejszego. Własne życie w miejscu i chwili, gdy wszyscy drżą o to, by to życie zachować, gdy ktoś płacze wielkimi łzami, słysząc na siebie wyrok śmierci, płacze wspominając własną żonę i własne dzieci. Oddać życie, które jest stanem ducha, ale które przecież ostatecznie dla człowieka wierzącego wypełnia się w rzeczywistości, która jest dopiero przed nami. Św. Maksymilian to wiedział i dlatego miał w sobie siłę, miał w sobie miłość, by podejść do obozowego kapo i powiedzieć: Idę za niego. Chciał iść za tego człowieka do bunkra śmierci i oddać za niego swoje życie.
Gdzie kształtowała się ta miłość o. Kolbego? Jak to się stało, że w wieku 47 lat dojrzał do tego, by dać siebie w całopalnej ofierze? Stał się znakiem dla świata. Jeśli znamy Jego życiorys, to wiemy, że ten człowiek dojrzewał do świętości stopniowo, że wiele było wydarzeń w jego życiu, które prowadziły go do tej oświęcimskiej chwili. Już jako młody człowiek zdecydował, by dać siebie Bogu do końca. Św. Maksymilian odkrył, że miłość jest najważniejsza, że powołaniem do świętości każdego człowieka jest dojrzewanie do miłości ostatecznej i absolutnej”.
W kolejnych słowach ks. Malinowski zwrócił uwagę na bardzo ważny okres w życiu św. Maksymiliana: czas Jego przebywania na misjach w Japonii. Maksymilian wiele wymagał i od siebie, i od swoich współbraci, i od wiernych. Nazywał ich dziećmi i doceniał ich wielki wysiłek. Po sześciu latach wrócił dotknięty fizycznie tym wielkim cierpieniem, jakim musiał okupić tworzenie misji w Japonii. Przybył do swojego umiłowanego Niepokalanowa z widocznym wielkim uśmiechem ojcostwa. Nosił w sobie miłość, która potrafiła objąć każdego człowieka. Poprzez zawierzenie Bogu dojrzewał do tej chwili z przełomu końca lipca i sierpnia, do chwili śmierci, gdy wypowiedział swoje „fiat”, oddając życie za drugiego człowieka. Im więcej lat będzie upływać od tego momentu, gdy tu stanął, tym to wydarzenie będzie potężnieć siłą miłości. Bo to jest jedno z największych zwycięstw człowieka w historii. Tu, w miejscu upodlenia, w miejscu zaprogramowanym na nienawiść, w miejscu podeptania ludzkiej godności, piękno człowieka jaśnieje jak diament i widzimy, że człowiek jest wolny do końca. Nawet związany, poniżony przez oprawców może dysponować sobą i własną wolnością, może temu wszystkiemu powiedzieć „nie”, może objawić piękno ludzkiego oblicza i godność ludzkiej natury, może zwyciężyć miłością nawet wtedy, gdy jest w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Może zachować godność. Może zachować wolność. Może dysponować sobą.
Bp Janusz Zimniak również podkreślił wpływ, który wywarł na ludziach św. Maksymilian Kolbe i jego heroiczny czyn :
„W Kościele katolickim dzień śmierci nazywany jest dniem narodzin, dniem narodzin dla nieba. W dniu 14 sierpnia w roku 1941 św. Maksymilian Kolbe, męczennik, narodził się dla nieba. On całe życie ukazywał nam świętość, dlatego też niektórzy nazywali go szaleńcem, Szaleńcem Niepokalanej. Nasz świat potrzebuje właśnie takich szaleńców, potrzebuje szaleńców na miarę św. Maksymiliana. Bo gdyby ich nie było, to nasz świat byłby szary, byłby miałki, nijaki. To właśnie oni, ci szaleńcy, potrafią nas wznieść ku wyżynom, ku Chrystusowi. I takim właśnie, który wznosi nas ku Chrystusowi, był św. Maksymilian Kolbe. Myślę, że wyjdziemy z tego miejsca, miejsca smutnego, umocnieni, że wyjdziemy podniesieni ku Bogu, bo swoją miłość dla bliźniego wskazuje nam św. Maksymilian Kolbe. - Szaleniec Niepokalanej. I takiego szaleńca potrzeba nam i dzisiaj w tych czasach, często płytkich, szarych, gdzie wszystko staje się podobne tak jak na naszych osiedlach: takie same bloki, takie same mieszkania, często tacy sami ludzie, bezbarwni, bez własnej osobowości. Niech więc św. Maksymilian uczy nas właśnie tego podniesienia ku Bogu, często podniesiemy nie tylko siebie samych, ale podniesiemy i innych. Podniesiemy cały świat ku Bogu. Niech ta myśl towarzyszy nam nie tylko dzisiaj, ale przez całe nasze życie chrześcijańskie”.
Po zakończeniu Eucharystii ustawiła się kilkutysięczna kolejka do miejsca męczeńskiej śmierci św. Ojca Maksymiliana Marii Kolbego. Wszyscy chcieli właśnie tam pokłonić się, temu niezwykłemu Zakonnikowi, który uczy najtrudniejszej, bezinteresownej miłości do drugiego człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu