Na pomysł zorganizowania koncertu z udziałem hip-hopowców wpadł dyrektor aresztu, po przeczytaniu w jednym z tygodników tekstu na temat „Full Power Spirit”. „Nie ma różnicy wieku między wykonawcami, a ich dzisiejszą publicznością. Poza tym FPS to zespół dający bardzo pozytywny przekaz, który jest potrzebny osadzonym” - wyjaśnia ideę Krystian Sobczak, rzecznik prasowy aresztu.
Dla członków „Full Power Spirit” koncert w więzieniu jest rzeczą naturalną. „Ten, który pozwala nam robić to wszystko, kiedy sam chodził po ziemi, też chodził do ludzi, do których nikt inny nie chciał pójść. A On tam chodził, żeby im mówić o dobrych rzeczach. Mówił, że jest jeszcze nadzieja na świecie, że nikt nie jest przegrany, i dopóki człowiek żyje i oddycha, to jest w stanie zrobić coś dobrego ze swoim życiem” - mówi Miru. „Najważniejsze jest dla nas to, żeby chociaż jedna osoba usłyszała słowo, które chcemy przekazać. Jeśli ktoś nie chce, to nie będziemy zmuszać” - dodaje Dzyro.
„Papież zaprosił raperów na Watykan. I Papież - starszy przecież człowiek, który mógłby narzekać, jaka ta młodzież jest zła - mówi im: róbcie to dalej. I wtedy coś zaczyna się dziać - hiphopowcy chcą przekazać, co im leży na sercu” - zaczyna koncert Przemek „Kawa” Kawecki, salezjanin z Wodnej. I za chwilę z dwóch głośników płyną słowa wyjaśniające współczesnym językiem kolejne części Dekalogu.
Dla Krzyśka, byłego studenta informatyki (odsiaduje karę za przestępstwa gospodarcze) koncert był „odbiciem od rutyny dnia codziennego, odskocznią. Dostajemy nadzieję, bo to muzyka młodego pokolenia. A tu jest bardzo dużo młodych chłopaków. W tekstach dostajemy wskazówkę, jak mamy postępować w przyszłości” - mówi podczas koncertu. Cieszy się podwójnie, bo będąc na wolności bardzo lubił hip-hop.
„Full Power Spirit” w okrojonym składzie, ale wzmocniony przez robiącego wśród więźniów furorę Pryka, „spędził w areszcie” dwie godziny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu