"Daj mi takie drugie życie, daj mi szansę, Panie, bo poznałem miłość, chcę zasłużyć na nią". W takich słowach wyśpiewanych z Bregovicem powraca dawny "król polskiej piosenki". Doświadczony, " poobijany" życiem, trochę zapomniany, z pokorą zrodzony z wielu przegranych, 55-letni śpiewak estradowy powoli na nowo zdobywa polską widownię swym talentem i szczerością. W sierpniowe dni Krzysztof Krawczyk śpiewał i rozmawiał z mieszkańcami Roztocza w Górecku Kościelnym.
KS. TADEUSZ SOCHAN: - Twoje publiczne i częste powracanie do grzesznego Krawczyka może wydawać się dziwnym ekshibicjonizmem. Komu jest to potrzebne? Nawróconemu Krawczykowi czy szarym tłumom, które w swoim idolu szukają łatwego usprawiedliwienia dla swoich słabości?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: - Prawdziwe nawrócenie wymaga przyznania się do często bolesnej prawdy. To konieczna uczciwość wobec samego siebie i ludzi, których się skrzywdziło, jak również tych, którzy nie znali ciemnej przeszłości dziś innego człowieka. W tej uczciwości jest jednocześnie pokorne proszenie innych i samego siebie o trudne wybaczenie. Dla tych zaś, którzy próbują usprawiedliwiać swoje błędy moimi błędami, chcę powiedzieć: Krawczyk z przeszłości to Krawczyk zmarnowanego czasu i wbrew pozorom ogromnego bólu i smutku. Jeżeli przypominam czy opowiadam o starym Krawczyku, to tylko po to, by przestrzec innych przed konsekwencjami bolesnych doświadczeń i pokazać, że na zmianę w swoim życiu nigdy nie jest za późno. Być może w ten sposób pomogę wskrzesić iskrę nadziei w tych, którzy jej nie mają i tym bardziej cierpią.
- Czy afiszowanie się religijnością nie jest komercyjnym sposobem powrotu na estradę?
- Doświadczenia życia doprowadziły mnie do odkrycia na nowo staropolskiego powiedzenia: "Bez Boga ani do proga". Na nowo odnalazłem Boga i chcę się Nim dzielić. Biedny jest człowiek żyjący daleko od Boga.
- "Bóg działa przez ludzi" - te słowa powiedziałeś dziennikarzowi w Operze Leśnej w Sopocie. Kto na twojej drodze życia był człowiekiem, przez którego Bóg odezwał się do ciebie?
- Bóg zawsze był bliżej mnie niż sobie to wyobrażałem. W głębi serca miałem to odczucie, że mnie nie zostawi. Dał mi żonę, która wyciągnęła mnie na powierzchnię. Uwierzyłem w bezinteresowną miłość, zawierzyłem Bogu. Trzymam się Dekalogu, bo pomaga mi żyć. Często zwracam się do Boga, gdyż są momenty trudne i wtedy On przychodzi mi z pomocą.
- Bóg zesłał i Bregovica, czy nie jest to naciągana teoria, albo teoria dopasowana do dzisiejszego renesansu Krzysztofa Krawczyka w Polsce?
- Ja wiem, że Bóg działa przez ludzi i moje spotkanie z Bregovicem nie było przypadkowe, a sukces jest tego potwierdzeniem. Przed dwoma laty w podobnej rozmowie powiedziałem, że jest szczęście, dla którego trudzić się warto. Człowiek wciąż musi nadawać swemu życiu coraz szerszy wymiar. Nie może stać w miejscu. W naturze ludzkiej jest jakaś tęsknota, niepokój... by wyrwać się ponad przeciętność, ponad trwanie tylko. Trzeba nam pragnień, które miałyby w sobie coś z żaru ognia i gwałtowności letniej burzy. Trzeba być trochę szaleńcem. Dawać szczęście innym, dawać chwile radości, wytchnienia i wyzwalać uśmiech. Tak wiele jest ku temu w życiu okazji. Naprawdę warto żyć, kochać i być dla innych. Jakże warto trudzić się na ziemi dla szczęścia, które nigdy się nie skończy.
- Czy mało znane piękno Roztocza, którym zachwyciłeś się, nie jest przypomnieniem starego porzekadła: "Cudze chwalicie, swego nie znacie..."? Czy zachwyt cudzym i narzekanie Polaków nie jest wadą narodową?
- Niestety, ciągle nie doceniamy, nie pochylamy się nad naszym pięknem i w dobie integracji Europy zbyt mało dostrzegamy, albo nie chcemy dostrzegać tego, co możemy oferować, czym możemy zachwycić innych. Brak w nas, niestety, nieraz godności, która ginie pod siłą zazdrości i bezkrytycznego naśladowania tego, co u sąsiadów.
- Dlaczego po tak historycznej chwili zdobycia wolności, po okrutnych latach totalitaryzmu wydaje się, że nie umiemy budować naszego domu mądrze i w zgodzie? Wydaje się, że znowu ideał sięgnął bruku.
- Okazuje się, że łatwiej nawet zmienić ustrój niż człowieka z jego znamieniem przeszłości, starych przyzwyczajeń, sposobu myślenia... Ciągle wchodzi w nas prywata niszcząca dobro wspólne, a rządzenie nie jest służbą prawdzie, ludziom i dobru ogólnemu, ale okazją do arogancji i osobistego zysku. Z drugiej zaś strony jest w nas ciągła nieufność do ludzi, którym powierzamy zarząd. Instytucja państwa ciągle nie jest postrzegana jako dobro wspólne, a tylko jako arena robienia prywatnych karier. Sytuacja trudna, bo przecież codzienność ciągle potwierdza patologię i rozwija chorobę. Wierzę jednak, że tak bolesne i smutne lekcje powoli, ale uczą Polaków, którzy przecież dawali światu dowody mądrości i szlachetności. Potrzeba nam elit bez arogancji, partyjniactwa, które zdobędą zaufanie uczciwymi czynami. Ciągle aktualne pozostaje wołanie św. Pawła o modlitewną pamięć za sprawujących władzę. W końcu "Duch tchnie, kędy chce".
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu