Wierzymy w elektryczność, prognozę pogody, astronomię i horoskopy. Ufamy firmom ubezpieczeniowym, tabletkom od bólu głowy czy sektom religijnym, obiecującym akceptację i zrozumienie. Jednocześnie zdajemy
sobie sprawę z tego, że każde ludzkie przedsięwzięcie jest kruche i nietrwałe. Tak naprawdę cierpimy na chroniczny brak bezpieczeństwa. Boimy się oprzeć na tym, czego nie możemy fizycznie dotknąć, powąchać
czy zobaczyć. I może dlatego trudno nam uwierzyć w Bożą Opatrzność. Bóg postawił przed nami trudne do rozwiązania zadanie. Chciał, abyśmy Mu bezgranicznie zaufali. Nie zostawił nas jednak samych. Zesłał
nam Ducha Pocieszyciela, który mówi do każdego z nas: „Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą. Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu! Ja cię wspomagam (Iz 41, 13-14).
Uczucie strachu nie jest czymś złym. Sam Bóg doświadczył go w Ogrodzie Oliwnym. Ważne jest jednak to, żeby mu nie ulec, by nas nie sparaliżował jak św. Piotra, który widząc wzburzone morze, zaczął
tonąć w połowie drogi. Zwątpił tak jak i my, gdy czujemy, że grunt usuwa się nam spod nóg. Prawdziwej wiary uczymy się po ciemku, kiedy gasną w naszych głowach wszelkie pomysły na rozwiązanie nurtującego
nas problemu. W przypływie paniki udajemy się do wróżki, jasnowidza czy psychologa. Szukamy słów otuchy i pocieszenia u niewłaściwych ludzi, nie zdając sobie sprawy, że są one tak blisko nas - w
Piśmie Świętym. Słyszymy je choćby z ust św. Pawła: „Nie bój się [...], musisz stanąć przed cezarem, a Bóg podarował ci wszystkich, którzy płyną razem z tobą. Bądź jednak dobrej myśli [...] Musisz
przecież dopłynąć do jakiejś wyspy” (por. Dz 27, 24-26).
Pomóż w rozwoju naszego portalu