Założyciel nowosolskiej warzelni
Reklama
W 1553 r. na dworze Habsburgów zjawił się gdański przedsiębiorca Antoni Schmidt zwany Danczko i przedstawił swoją ofertę założenia warzelni soli nad Odrą. Złożona oferta musiała być korzystna, bo
już wkrótce cesarz Ferdynand I wydał naszemu rodakowi przywilej, umożliwiający założenie warzelni i prawo wyłączności handlu solą na piętnaście lat. Przy czym cesarz zwolnił Danczko z podatku na okres
trzech pierwszych lat. Przywilej ten został oficjalnie opublikowany we Wrocławiu. W zamian za uzyskane przywileje przedsiębiorca zobowiązał się do uregulowania Odry. Gdański mieszczanin nie posiadał jednak
aż tyle kapitału, by samemu sprostać temu przedsięwzięciu, powołał zatem w tym celu spółkę akcyjną, która składała się z ośmiu akcjonariuszy, bogatych kupców gdańskich i toruńskich. Każdy z nich zajął
się innym odcinkiem pracy. Produkcję oparto na surowcu importowanym drogą wodną z Zatoki Baskijskiej przez Szczecin. Była to zanieczyszczona sól morska, która nadawała się do spożycia dopiero po odpowiednim
procesie technologicznym.
Pierwotnie obiekt warzelni zlokalizowano na polach wsi Zabór. Był to zwykły drewniany budynek przypominający wyglądem szopę. Obok stanął budynek mieszkalny dla współwłaścicieli, kuchnie i spiżarnie.
Załoga warzelni liczyła wówczas 15 osób, a urządzenia do niej sprowadzono z Gdańska.
Pierwszym problemem, na który trafili ryzykanci, była sprawa regulacji kapryśnej wówczas Odry. Ogromnym wysiłkiem pracy i dyplomacji było nakłonienie właścicieli nadodrzańskich lasów, by wykarczowali
nadrzeczne drzewa, usunęli kłody z nurtu rzeki i umocnili jej brzegi. Wielu z możnowładców nie zgadzało się na usunięcie należących do nich zapór wodnych w obawie przed unieruchomieniem młynów bądź zniszczeniem
stawów rybnych. Nie pomagała nawet interwencja Fryderyka I, który obiecywał za nieutrudnianie robót różne przywileje. Do tego jeszcze stale dochodziło do konfliktów między pracownikami Danczki a ludźmi
feudałów. Niemniej cztery lata po założeniu warzelni pierwsza barka z Nowej Soli z drogocennym surowcem dotarła szczęśliwie do Wrocławia.
Pierwsze lata działania warzelni przyniosły dość znaczne straty, do których przyczyniła się zwłaszcza regulacja Odry, transport surowca i podwyższenie ceny za przewóz na terenach brandenbursko-nowomarchijnych.
Członkowie towarzystwa akcyjnego nie byli ludźmi zamożnymi, a interes ich opierał się na pożyczkach. Los spółki był nieunikniony i doprowadził w końcu do bankructwa. Przez jakiś czas jeszcze Danczko zabiegał
u Habsburgów o zwrot kosztów włożonych w regulację Odry, ale bezskutecznie. Przyznano mu jedynie rentę w wysokości 100 talarów. Jednak wszystkie niepowodzenia poważnie odbiły się na jego zdrowiu i Antoni
Danczko zmarł. Warzelnię soli upaństwowiono i przeniesiono nad samą Odrę, zachowując jej nazwę - Nowa Sól.
Brat Gruschwitz
Ponad dwieście lat po zbankrutowaniu Danczki i jego spółki, w 1776 r. w ubogiej rodzinie chłopskiej w Unterheinsdorf w Saksonii urodził się Jan Gruschwitz. Jego rodzina począwszy od protoplasty rodu, Jana Dawida, związana była ze wspólnotą braci morawskich, wywodzących się z husytyzmu i anababtyzmu. Wyznanie to zobowiązywało między innymi do studiowania i głoszenia Biblii oraz do dawania świadectwa wiary poprzez czynienie dobra. Jan Dawid Grunschwitz już we wczesnej młodości przyjął te wymagania. Jako młody mężczyzna wyjechał na Śląsk i przebywał w różnych gminach braci morawskich, aż w 1808 r. trafił do ich kolonii w Nowej Soli. Kolonia ta była wzorem dobrze zorganizowanej, żyjącej w harmonii i służącej miejscowej ludności osady. Tutaj został majstrem należącej do wspólnoty manufaktury lnianej. Grunschwitz usprawnił jej działanie, zawierając stałe umowy z chałupnikami o dostawy przędzy, a warunkiem umowy była wysoka jakość dostarczanego produktu. Pod wpływem kryzysu w handlu płótnem lnianym, wypieranym już wówczas stopniowo przez bawełnę, Grunschwitz zaproponował przestawienie się na wyrób nici. W tym celu w 1811 r. w zakładzie zamontowano ręcznie napędzaną piętnastowrzecionową maszynę skręcalniczą, która przetwarzała przędzę w nici. Dzięki dobrej jakości produktu i z powodu narzuconej Prusom przez Napoleona I blokady kontynentalnej nici znajdowały szeroki zbyt. W 1816 r. Grunschwitz w porozumieniu z władzami wspólnoty, przejął firmę na własność. W tym samym roku ożenił się z córką krawca Marią Sammert, będącą także członkinią wspólnoty braci morawskich. Urodziło im się dwóch synów Henryk i Aleksander, dzięki czemu przedsiębiorstwo zyskało dziedziców. Produkcja nici rozwijała się, a w pośrednictwie skupu surowca i sprzedaży gotowych wyrobów pomagała spółka handlowa braci morawskich, korzystając w ten sposób z zysków. Grunschwitz od początku zarządzania firmą był dobrym pracodawcą. Zapewniał pracownikom godziwe zarobki, dbał o zdrowie i warunki mieszkaniowe. Z czasem przy zakładzie powstała zorganizowana działalność socjalna, w ramach której między innymi wydawano posiłki czy wypłacano zasiłki. Podejmował także działalność na rzecz miasta, ufundował między innymi sierociniec, przytułek dla nieuleczalnie chorych i kaplicę.
Reforma przędzalnicza
W 1830 r. zastąpiono maszyny ręczne urządzeniem napędzanym końmi, jednak przełom w produkcji nastąpił w połowie lat czterdziestych XIX w. W 1841 r. Gruschwitz wraz ze swoimi synami wybrał się
do przędzalni lnu napędzanej maszyną parową w Żaganiu. Wizyta ta zrobiła na Gruschwitzu ogromne wrażenie i już niedługo właściciel fabryki nici zamówił podobną maszynę. Do Anglii po odbiór maszyny wysłano
młodszego syna Aleksandra. Dla rodziny w Nowej Soli wyprawa ta miała dramatyczny przebieg, odebrano bowiem wiadomość, iż parowiec, którym miał wracać młodszy syn, zatonął w kanale La Manche. Gdy w rodzinie
rozpaczano, nadeszła wiadomość od Aleksandra, w której donosił o pozostaniu na kilka dni w Londynie. Syn Grunschwitza po prostu na fatalny parowiec nie wsiadł. Sprowadzona maszyna miała moc 25 koni mechanicznych
i napędzała 800 wrzecion przędzalniczych i skręcalniczych, tym samym fabryka przystąpiła do masowej produkcji nici. Moment okazał się szczęśliwy, bo wynalezienie w 1846 r. maszyny do szycia przyspieszyło
rozwój przemysłu odzieżowego i zwielokrotniło zapotrzebowanie na nici. W tym samym roku Gruschwitz przekazał przedsiębiorstwo synom i dwa lata później w 1848 r. zmarł.
Rok po śmierci ojca bracia otwarli w zakładzie farbiarnię wyposażoną w angielską aparaturę, a w 1851 r. w nową przędzalnię sprowadzoną także z Anglii i zaopatrzoną w 3600 wrzecion. Po pożarze
w 1858 r. fabrykę, znajdującą się do tej pory w budynkach drewnianych, otwarto w nowych halach z cegły, stali i betonu. Synowie tak jak ojciec dbali o pracowników. Organizacja pracownicza opiekowała
się młodymi pracownikami, propagowała zasady bezpieczeństwa i higieny pracy, dbała o maszyny i urządzenia. Fabryka należała do Grunschwitzów do roku 1945. Ta jedna z najpoważniejszych na Dolnym Śląsku
firm sprzedawała swoje wyroby w Niemczech, Rosji, Szwecji, a nawet w Stanach zjednoczonych. Na przełomie XIX i XX w. zatrudniała ok. 2 tys. robotników. Właśnie z tego rodzinnego zakładu Grunschwitzów
powstała znana na Środkowym Nadodrzu Nowosolska Fabryka Nici.
Pomóż w rozwoju naszego portalu