Jak pielgrzymi przeżyli kilkanaście dni wędrówki? Zachęcamy do przeczytania świadectw.
W tym roku po raz pierwszy ruszyłam na pielgrzymkę do Częstochowy. Na początku obawiałam się, czy dam radę, ale kiedy tylko ruszyliśmy, poczułam ogromną radość, miłość i spokój. Chociaż pielgrzymka się już zakończyła, jestem pewna, że te wszystkie chwile zostaną ze mną na zawsze. Pielgrzymka to czas wypełniony modlitwą, śpiewem, tańcem, rozmowami, ale także ciszą, w której można usłyszeć głos Boga. Spotkałam tu wspaniałych ludzi, dobrych, życzliwych, otwartych i w ich dobroci czuję obecność Boga. Oczywiście, zdarzały się trudne chwile, ból, zmęczenie, brak sił, kryzysy, ale wspólnota, wsparcie, które sobie nawzajem dajemy, sprawiły, że droga stała się łatwiejsza. Podczas pielgrzymki można się wiele nauczyć, czy to od drugiego człowieka, czy o samym sobie lub o Bogu. To niezapomniane chwile i zachęcam każdego do dołączenia w przyszłym roku i do przekonania się o tym samemu. Nikola
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Moja przygoda z pielgrzymowaniem rozpoczęła się w 1989 r. Szedłem wtedy pierwszy raz na Jasną Górę z Płocka, wraz z moją żoną Alicją – była wtedy jeszcze moją narzeczoną, planowaliśmy zawrzeć związek małżeński i zdecydowaliśmy się wziąć udział w pieszej pielgrzymce. Poprzez udział chcieliśmy zawierzyć Panu Bogu naszą miłość, związek i nowo powstającą rodzinę. W czasie tamtej wędrówki doświadczyliśmy wielu łask Bożych, nasza wiara się pogłębiła, co dało taki owoc, że w późniejszym życiu staraliśmy się ze wszystkimi sprawami przychodzić do Boga, wszystko oddawać Mu przez ręce Maryi. To doświadczenie pomogło nam wspólnie przejść przez wiele spraw życiowych. Po zakończeniu tamtej pielgrzymki chciałem wziąć udział w następnej wędrówce. Trwało to dosyć długo, aż do tego sierpnia. Warto podkreślić, jak Duch Święty działa w naszym życiu, bo w tym roku nie planowałem pielgrzymować. Byłem jednak na spotkaniu przedpielgrzymkowym i ksiądz przewodnik szukał kierowcy. Po chwili się zgłosiłem i tak to się zaczęło. Wcześniej w ogóle tego nie planowałem, a Duch Święty pomógł mi podjąć decyzję. Pragnę zachęcić wszystkich, szczególnie młodych, do wędrowania. To jest piękny moment, bliskie spotkanie człowieka z Bogiem, piękne rekolekcje w drodze. Mirosław
Była to moja pierwsza pielgrzymka i przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Relacje, które powstały między nami, między braćmi, którzy szli razem ze mną, są cudowne, bardzo zbliżające do Boga. Bracia, których spotykaliśmy na drodze, uczyli mnie tego wszystkiego, czego wymaga Jezus Chrystus. Podczas wędrówki zdarzyła się piękna rzecz. Szóstego lub siódmego dnia noga odmówiła mi posłuszeństwa, zblokowało mi stopę tak, że nie mogłem iść dalej. Kiedy ruszyliśmy z postoju, pomyślałem, że ostatni etap przejadę samochodem, żeby dojechać na nocleg. Jeden z braci, który też bardzo cierpiał podczas tej trasy, poprosił, żebym ustąpił mu miejsca. Bez wahania się zgodziłem. Wówczas cały mój ból przeszedł, brat podjechał samochodem, a ja 11 km przeszedłem bez żadnych problemów, w dodatku w ulewie. Gdy doszliśmy na miejsce noclegu przed kościół, zatańczyliśmy z radości z mieszkańcami, którzy nas witali. Zdarzył się kolejny cud. Pani otworzyła przed pielgrzymami swój hostel, w którym mogliśmy się wysuszyć i przenocować. Na każdej drodze, w każdym miejscu dzieją się cuda, ludzie otwierają swoje serca i domy, do których wchodzimy jak do siebie, czujemy się zaopiekowani, czujemy miłość braterską, która jest między nami i parafianami, którzy przyjmują nas pod swój dach. Ciekawe konferencje podczas drogi, modlitwa – to wszystko wycisza duszę, uspokaja serce. Porządkowi, którzy pilnują naszego bezpieczeństwa – bez nich pielgrzymka by się nie odbyła. Kapłani, którzy przeżywają trudy tak jak my, odczuwają każdy krok, mają stopy pełne pęcherzy, urazów – a jednak każdy z nich pokonuje ból i z uśmiechem wchodzi do miejsca noclegowego. Każdy z nas wstawał rano na Eucharystię, pożywiał się cudownym Ciałem Jezusa, które dawało nam tyle siły, że dalsza droga, choć ciężka, była pełna radości. Chwała Panu za to, że mogłem uczestniczyć w pielgrzymce w Roku Jubileuszowym. Witold
Na pielgrzymkę pierwszy raz poszłam w wieku 16 lat. Był to rok 1991 i szliśmy na spotkanie z papieżem. Wszystko było nowe, nieznane. Przed pielgrzymką spotkałam się z kuzynem, który trochę mnie przygotował, ale i tak byłam bardzo przejęta. Pamiętam, jak usłyszałam o pielgrzymowaniu pierwszy raz – było to w 4 klasie, gdy podczas wycieczki na Jasnej Górze pokazano nam film z pielgrzymki. Wtedy wydawało mi się nierealne przejść tyle kilometrów, ale zafascynowało mnie to. Pierwsza pielgrzymka była niesamowita – z Brodnicy szło 340 osób, spało się w stodołach, namiotach. Na Mszę św. z papieżem Janem Pawłem II przyszliśmy wcześniej i pamiętam to czekanie wśród osób z innych krajów. Było to wspaniałe przeżycie. Później zobaczyliśmy papieża i przeżyliśmy Eucharystię. Po powrocie do domu byłam tym wszystkim tak podekscytowana i tak opowiadałam, że za rok poszedł też mój brat. Później chodziliśmy razem kilka lat. W czasie postoju poznał swoją przyszłą żonę. Do dziś pielgrzymują razem, choć już z Gdańska. Nie wyobrażałam sobie wakacji bez pielgrzymki. Po skończeniu studiów zaczęłam pracę w szkole i dlatego nigdy nie miałam problemu z urlopem na czas pielgrzymki. Wędrowałam nawet będąc w 5 miesiącu ciąży, bo nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nie iść. Gdy pojawiły się dzieci, zgłaszałam się na pielgrzymkę choć na chwilę, na kilka dni. Gdy moje córki miały 3 i 5 lat, zaczęło się pielgrzymowanie z nimi. Pomogli mi wspaniali ludzie, którzy umożliwili to pielgrzymowanie – popchali wózek, zabawili dzieci, gdy chciałam odpocząć, przynieśli coś do jedzenia, wzięli na nocleg, podwieźli sanitarką. Takich sytuacji było setki. Teraz mam 50 lat i nadal chodzę na pielgrzymki z moją starszą już 17-letnią córką. Ona czeka cały rok na ten najlepszy czas. Wtedy ładujemy psychiczne bateryjki, odpoczywamy, doświadczamy ogromu dobra i życzliwości od innych. W czasie drogi spotyka się niesamowitych i jedynych w swoim rodzaju ludzi. W tym roku szłam po raz 29 i tak sobie pomyślałam, że kiedy szłam pierwszy raz, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak długo będę pielgrzymować. Cieszę się, że fizycznie i urlopowo mogę sobie na to pozwolić. Na naszej franciszkańskiej pielgrzymce w tym roku najstarszy brat miał 73 lata, to może jeszcze uda się parę lat powędrować na Jasną Górę. Aldona