Przed głosowaniem na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego było sporo niepewności, czy Niemce uda się zebrać 360 głosów – większość niezbędną do reelekcji. Głosowanie było tajne. W PE ma ona bowiem wielu sojuszników, ale również wielu przeciwników. – Koszty utrzymania rosną i – co gorsza – dalej będą rosły, bo lewicowo-liberalny establishment woli pozostawać w soteriologicznej ułudzie, że zbawi planetę forsowaną przez siebie polityką klimatyczną. W rzeczywistości efektem tej polityki będzie gospodarcze samobójstwo, bo firmy uciekają z naszego kontynentu. Unijna gospodarka traci przewagi konkurencyjne. Przestajemy się liczyć jako gracz światowego formatu – powiedział Joachim Brudziński, który przemawiał jako reprezentant frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR).
Topniejące poparcie
Przed głosowaniem trzy grupy w Parlamencie Europejskim poinformowały, że zagłosują za ponownym wyborem Niemki na to stanowisko. Były to Europejska Partia Ludowa, której reprezentantką jest von der Leyen, Socjaldemokraci oraz liberałowie z grupy Renew Europe (Odnowić Europę).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Głosowanie pokazało, że frakcje rządzące w Europie poprawiały swoją dyscyplinę wewnętrzną, bo von der Leyen dostała 401 głosów poparcia, czyli dokładnie tyle, ile wynosi liczba europosłów z tych ugrupowań. W 2019 r. szefowa KE nie mogła liczyć na takie poparcie, bo w tajnym głosowaniu wyłamało się wówczas ponad sześćdziesięcioro posłów, a wybrana została m.in. dzięki poparciu polityków z EKR, które współtworzą politycy Prawa i Sprawiedliwości.
Ursula von der Leyen uzyskała większe poparcie niż 5 lat temu, ale nie udało jej się uzyskać żadnych głosów spoza frakcji, które od lat rządzą w Brukseli i Strasburgu. Przewaga ta jednak skurczyła się z 445 posłów do 401 w 720-osobowym parlamencie. Nie jest tajemnicą, że szefowa KE może też liczyć na wsparcie skrajnej lewicy z frakcji Zielonych.
Większy skręt w lewo
Poprzednia kadencja Ursuli von der Leyen nie należała do łatwych, bo w tym czasie byliśmy świadkami brexitu, pandemii, kryzysu energetycznego i wielkoskalowej wojny na Ukrainie. W tym czasie zwiększyła się przewaga gospodarki USA nad Europą, a nawet Chiny wyprzedziły Unię Europejską. Od 2021 r. wszystkie dwadzieścia siedem państw wspólnoty europejskiej ma łącznie mniejszą gospodarkę niż państwo za Wielkim Murem.
Komisja Europejska pod sterami von der Leyen zamiast ulżyć gospodarce i wesprzeć produkcję przemysłową, która jest tak bardzo ważna w czasie wojny i zbrojeń, obciąża ją jeszcze bardziej polityką klimatyczną. – Jest pani twarzą europejskiego Zielonego Ładu, który niszczy europejską gospodarkę i rolnictwo; który prowadzi do tego, że z Europy robi się gospodarczy skansen. Jest pani twarzą wszystkich unijnych klimatycznych wariactw, które prowadzą do tego, że my, Europejczycy, stajemy się coraz biedniejsi – stwierdziła Ewa Zajączkowska-Hernik, europoseł z Konfederacji.
Przed głosowaniem von der Leyen mówiła o dalszej centralizacji Europy, zmianie traktatów i odebraniu prawa weta, a także o redukcji gazów cieplarnianych o 90% w 2040 r. i zakazie rejestracji aut spalinowych od 2035 r. Przemówienie przypominało „choinkę” przeplataną sloganami i propozycjami głównie dla lewej strony europejskiej sceny politycznej. Słychać było, że von der Leyen chce też odseparować siły polityczne znajdujące się na prawo od jej własnej Europejskiej Partii Ludowej. Komisja Europejska będzie potrzebować od czasu do czasu wsparcia Zielonych, a więc można się spodziewać, że polityka Brukseli będzie skręcać jeszcze bardziej w lewo.