Reklama

Duchowość

Szukając sensu życia

„Żyjąc, tracimy życie”. Tracimy to, co najcenniejsze, podczas prozaicznych czynności. I choć chcielibyśmy je przedłużyć, zużywamy je każdego dnia. A mimo to tak rzadko myślimy o swoim życiu i jego końcu...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W pewnym szpitalu w centrum Polski wszyscy codziennie stają w kolejce po zdrowie. Są tam kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. Jedni mają włosy, inni już nie. Jedni są uśmiechnięci, inni nie. Wszyscy się niecierpliwią i czekają na lekarza cudotwórcę, który da im upragnione zdrowie. A lekarz też człowiek – też z włosami lub bez, też uśmiechnięty lub nie – nie może obiecać cudu. Robi, co może, dwoi się i troi, ale najczęściej rozkłada ręce i mówi ze ściśniętym gardłem, że już za późno.

Lubię tę kolejkę po zdrowie. Też w niej stoję i przysłuchuję się ludziom. Mężczyźni raczej milczą, czytają gazetę, bawią się telefonem lub drzemią. Kobiety wolą rozmowę. Podsłuchuję więc kobiety. „Jak się czujesz? Ładnie wyglądasz! Przycięłaś włosy? Ładnie ci. Masz już port? Ile czekałaś na badanie? Boli cię? Jak dzieci? Co u męża? Żartujesz? Co ty powiesz?”... I tak toczą się te rozmowy. Czasem z uśmiechem, a czasem ze łzami. Słucham ich od roku i nie usłyszałem jeszcze rozmów o tym, co mnie interesuje. Nikt nie rozmawia tu o śmierci. Jakby jej nie było. A przecież w tej kolejce po zdrowie wszyscy się o nią ocierają. Większość spotka ją już niebawem, inni trochę później. Może warto porozmawiać o tym spotkaniu?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Przeciekające smart życie

Reklama

Wybitna badaczka literatury romantyzmu Maria Janion jedną ze swoich książek zatytułowała: Żyjąc, tracimy życie. Spodobał mi się ten paradoks. Tracimy to, co najcenniejsze, podczas prozaicznych czynności. I choć chcielibyśmy przedłużyć nasze życie, zużywamy je każdego dnia. Wobec utraty życia jesteśmy bezradni. A mimo to tak rzadko myślimy o swoim życiu i jego końcu. Przelatuje nam ono przez palce, bo przecież musimy być na bieżąco, musimy wiedzieć, powiedzieć, skomentować, zhejtować. Już nie wystarczy dzwoniący telefon. Żeby być jeszcze bardziej na bieżąco, uzbrajamy się w dzwoniące zegarki. Żeby tylko nie umknęła nam żadna wiadomość. Żebyśmy mogli odpowiedzieć jak najszybciej. Bo skoro nie komentujesz, to nie żyjesz. Dzień goni kolejny dzień, aż w końcu następuje zatrzymanie. Takie ostateczne, bez odwołania, bez reklamacji. Mój 5-letni syn przyniósł mi kiedyś zepsuty zegarek i powiedział: „Zegarek nie daje czasu”. Oto mądrość dziecka. Nasze pędzenie, zabieganie, aby być na bieżąco, nie daje nam czasu. Ono ten czas zabiera, a właściwie – ono ten czas kradnie. Często przy naszym czynnym udziale. Czy dziś w zabieganym świecie mody i wygody, w erze smart życia, jest jeszcze miejsce na pytanie o sens tego życia?

Ktoś mocniejszy ode mnie

Od ponad roku niemal codziennie zastanawiam się nad swoim życiem. Zachorowałem na nieuleczalną chorobę i cudem jest, że ciągle żyję. Sprawę choroby oddałem i zawierzyłem Matce Bożej i od tego momentu jakby przestał to być mój problem. Odczuwam wprawdzie różne dolegliwości wynikające z prowadzonego leczenia, ale nie zastanawiam się zbytnio nad tą kwestią. Czuję, że Ktoś mocniejszy ode mnie prowadzi moją kartę choroby, i to daje mi pokój. Mimo to kwestia ta powraca co jakiś czas, szczególnie podczas rozmów z przyjaciółmi, bliskimi. Czuję się wtedy trochę jak Hiob, do którego przychodzą przyjaciele i próbują go pocieszyć, rozwikłać zagadkę jego nieszczęść, a on siedzi na kupie gnoju, pokryty trądem, i odpowiada: „Bóg dał, Bóg wziął”.

Rozmowa na poważnie

Reklama

Te moje przyjacielskie rozmowy bywają bardzo trudne i wynika z nich, że nie jesteśmy gotowi na przyjęcie jedynej pewnej rzeczy na ziemi – śmierci. A to przecież ona podkreśla cenę naszego życia. To ona sprawia, że życie na ziemi ma sens. Gdy rozpoczynałem leczenie, mój lekarz prowadzący powiedział mi jasno: „my tu pana nie wyleczymy, będziemy przedłużać życie”. Przyjąłem te słowa i od razu moje życie nabrało sensu. Zobaczyłem śmierć, która jest blisko. Zacząłem bardziej cieszyć się każdym dniem, doceniać to, co mam – moją rodzinę, wspaniałą żonę i dzieci. Nigdy przedtem, tzn. przed chorobą, nie odczuwałem takiej radości. I właśnie w tej mojej codziennej radości inni widzą problem.

Nie wszyscy są na nią gotowi. Wiele osób zarzuca mi, że pogodziłem się z chorobą, że nie chcę walczyć, że się poddałem, że nie kłócę się z Bogiem. Nie zgadzam się z tymi słowami, bo chcę zobaczyć, jak moje dzieci dorastają, jak zakładają rodziny, że są szczęśliwe. Nie okazuję jednak tego pragnienia życia. Ktoś mocniejszy ode mnie prowadzi moją kartę choroby i czuję, że to, co teraz mnie spotyka, jest dla mnie najlepsze. Chciałbym, żeby ktoś porozmawiał ze mną o mojej śmierci na poważnie. Niestety, większość rozmów tego nie dotyczy.

Najczęściej spotykam się z lekceważącymi: „daj spokój”, „oj, nie gadaj”, „będzie dobrze”. Często słyszę też umoralniające: „dzieci powinny mieć ojca”, „jesteś potrzebny rodzinie”. Czasami to ja muszę pocieszać rozmówcę, który jest tak przybity wiadomościami o moich złych wynikach, że momentalnie milknie i posępnieje. Nie tego szukam i nie to jest mi potrzebne. Zdarzył się jeden głos, który napełnił mnie pokojem. Brzmiał on tak: „bez względu na to, co się z tobą stanie, zaopiekuję się twoją rodziną”. Tego mi było trzeba.

Prawdziwy Wielki Post

Reklama

Czy rzeczywiście tak trudno rozmawiać o śmierci? Na co dzień jej nie zauważamy. Przychodzi znienacka i odchodzi, zabierając ukochane osoby. A przecież to jedyny pewnik. Jak bardzo brakuje mi średniowiecznego Mistrza Polikarpa, który chciał poznać tajemnice Śmierci. Mistrz żył wprawdzie w czasach, gdy hasło: Memento mori było na porządku dziennym, a taniec śmierci (danse macabre) można było spotkać na ścianach niemal każdego kościoła. Czy nasze czasy aż tak się zmieniły? Czy śmierć nie tańczy z nami jak na średniowiecznych miniaturach?

Jesteśmy w okresie Wielkiego Postu. Dla mnie jest to dopiero drugi prawdziwy Wielki Post, choć mam ponad 35 lat. Prawdziwy, bo dopiero dzięki chorobie umiem spojrzeć na mękę Zbawiciela, na cierpienia Maryi i uczniów z otwartym sercem. Może podczas tego smutnego czasu rozważania męki Jezusa będzie nam łatwiej zastanowić się nad sensem własnego życia, nad tym, dokąd ono zmierza i że na pewno nasza ziemska wędrówka zakończy się śmiercią. Trzeba to sobie codziennie przypominać.

Głęboko wierzę, że nie potrzeba śmiertelnej choroby, aby zrozumieć prawdy znane od wieków. Mówią o tym teksty Pisma Świętego, głoszą to wszyscy wielkopostni kaznodzieje. Podczas jednego z takich kazań ks. prof. Krzysztof Pawlina przywołał słowa Tadeusza Różewicza: „Czasem «życie» zasłania/ To/ co jest większe od życia”. Życzę, aby podczas Wielkiego Postu wszyscy odnaleźli sens własnego życia i z tęsknotą czekali na „To, co jest większe od życia”.

Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Autor tekstu jest doktorem historii, polonistą, nauczycielem, mężem i ojcem trojga dzieci.

2021-03-23 19:41

Oceń: +20 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

We Francji na pięciu kapłanów przypada jeden diakon stały

Obecność diakonów stałych we Francji jest coraz bardziej znacząca. Jest ich w sumie 3300, co oznacza, że na pięciu kapłanów przypada jeden diakon. Są to mężczyźni dojrzali, którzy wnoszą chrześcijańskie świadectwo w różnych środowiskach francuskiego społeczeństwa. Swe powołanie realizują w ścisłej łączności ze swymi żonami. Jednym z istotnych elementów posługi diakona stałego jest bowiem świadectwo życia rodzinnego i małżeńskiego.

To nie zastępstwo za kapłana
CZYTAJ DALEJ

Św. Jan z Dukli wzorem pokory i cierpliwości

Niedziela świdnicka 28/2016, str. 5

[ TEMATY ]

św. Jan z Dukli

Autorstwa Jan Matejko - fragment, Domena publiczna, commons.wikimedia

Św. Jan z Dukli

Św. Jan z Dukli
Święty Jan z Dukli urodził się na galicyjskiej ziemi, na przełęczy Karpackiej, w Dukli w 1414 r. Został dobrze wychowany przez bogobojnych rodziców. Rodzice posłali go do szkół w Krakowie. Jako młodzieniec otrzymał od Boga powołanie kapłańskie i zakonne. Wstąpił do Zakonu Franciszkanów Konwentualnych. Został wyświęcony na kapłana. Pracował w Krośnie i we Lwowie. Pod wpływem św. Jana Kapistrana przeniósł się do franciszkanów obserwantów, czyli bernardynów. I tu zasłynął jako kaznodzieja, wytrwały spowiednik, szerzyciel czci do Męki Pańskiej i Matki Bożej. Pod koniec życia stracił wzrok. Umarł w uroczystość św. Michała Archanioła, w środę 29 września 1484 r. Jan Paweł II kanonizował go 10 czerwca 1997 r. w Krośnie. Relikwie jego spoczywają w Dukli. Św. Jan z Dukli jest patronem diecezji przemyskiej. Co to znaczy, że jest naszym patronem? jakie wnioski z tego wynikają dla nas? Wynikają z tego dwa główne zadania. Po pierwsze, mamy uznać, że św. Jan jest naszym niebieskim opiekunem i orędownikiem. Stąd też winniśmy mu polecać często sprawy naszego życia. Drugie zadanie, jakie mamy wobec naszego patrona w niebie – to naśladować go w życiu. Każdy święty zostawia nam swoje chrześcijańskie życie jako testament do realizowania. Wszyscy jesteśmy zobowiązani ten testament rozpoznać i go wypełniać w kontekście naszego powołania, czyli inaczej mówiąc: jesteśmy zobowiązani do naśladowania naszych świętych. Pytamy się dzisiaj na nowo, jakie przesłanie zostawił nam św. Jan z Dukli, w czym go winniśmy naśladować? By odpowiedzieć na to pytanie, sięgnijmy do modlitwy: „Boże, Ty obdarzyłeś błogosławionego Jana z Dukli, kapłana, cnotami wielkiej pokory i cierpliwości, spraw, abyśmy naśladując jego przykład, otrzymali podobną nagrodę”. Św. Jan z Dukli wyznawał wiarę nie tylko w swoich kazaniach, ale przede wszystkim swoim życiem. Jak wyznajesz wiarę jako ojciec, jako matka, żona, mąż, dziecko, synowa, zięć? Czy Bóg zajmuje w twoim życiu pierwsze miejsce? Jeżeli w życiu Pan Bóg jest naprawdę na pierwszym miejscu, to wszystko się właściwe układa. Wiarę wyznajemy nie tylko w kościele, na modlitwie, ale całym swoim życiem. Dzisiaj, Bogu dzięki, nie prześladują nas za wiarę. Nie idziemy do więzień, nie zwalniają nas z pracy. Nie mamy niepokoju o konsekwencje naszego świadczenia o wierze.
CZYTAJ DALEJ

Tomasz Królak rezygnuje z funkcji wiceprezesa KAI

2025-07-08 17:29

[ TEMATY ]

KAI

rezygnacja

wiceprezes

YouTube/KAI

Tomasz Królak, wieloletni dziennikarz Katolickiej Agencji Informacyjnej, złożył dziś rezygnację z funkcji wiceprezesa tej instytucji. 62-letni Królak pracuje w KAI od chwili jej powstania 32 lata temu. Wraz z Marcinem Przeciszewskim współuczestniczył w tworzeniu Agencji i opracowywaniu zasad jej funkcjonowania.

Po złożeniu rezygnacji z funkcji prezesa KAI przez Marcina Przeciszewskiego w dniu 3 lipca br., 4 lipca na to stanowisko został powołany dotychczasowy członek Zarządu, o. Stanisław Tasiemski OP.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję