Reklama

Niedziela w Warszawie

Studiowanie na kolanach

Z ks. dr. Wojciechem J. Bartkowiczem, rektorem Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, rozmawia Andrzej Tarwid

Niedziela warszawska 26/2019, str. 6-7

[ TEMATY ]

seminarium

Artur Stelmasiak

Ks. dr Wojciech J. Bartkowicz

Ks. dr Wojciech J. Bartkowicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANDRZEJ TARWID: – „Miejsce, gdzie uczą na księdza” – taką świadomość na temat seminariów duchownych ma większość wiernych. Jak w największym skrócie można opisać etapy nauki kleryków?

KS. WOJCIECH BARTKOWICZ: – Najpierw uczą się dojrzałości ludzkiej, potem autentycznego chrześcijaństwa. Wreszcie uczą się być księdzem.

– Seminarium duchowne to więcej niż studia. Czym w takim razie różni się rola rektora seminarium od bycia rektorem uniwersytetu?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Rektor w seminarium jest przede wszystkim wychowawcą. Jest jak starszy brat przy tych, którzy poczuli w sercu wezwanie do służby Bożej. Stara się im pomóc dorosnąć do momentu, kiedy będzie można przedstawić ich biskupowi do święceń.

– W seminarium poza profesorami wykładającymi konkretne przedmioty są też – nieobecni na studiach świeckich – ojcowie duchowi. Jakie oni mają zadania?

– Być przewodnikami duchowymi, mistrzami modlitwy i towarzyszami drogi powołania, i to w kontekście najbardziej intymnym, a więc spraw sumienia.

– Jacy kapłani zostają ojcami duchowymi w seminariach?

– Dojrzali od strony ludzkiej i doświadczeni od strony kapłańskiej. A także otwarci na swoich braci. Troskliwi, roztropni i mający dobre intuicje duchowe. Krótko mówiąc – są to dobrzy księża.

– Jest rektor, ojcowie duchowni, wychowawcy i wykładowcy. Wszyscy razem mają przygotowywać kleryków do kapłaństwa. Ale na czym w praktyce ta formacja polega?

– Św. Jan Paweł II mówił o tym, że są cztery pola formacji kapłańskiej. Po pierwsze, jest to formacja ludzka. Na tym polu chodzi o uporządkowanie tych wszystkich skomplikowanych dynamizmów, które są w każdym człowieku. To wszystko trzeba poznać, uporządkować a czasem leczyć.

– Kolejne pole to?

– Formacja duchowa, czyli głębokie zaprzyjaźnienie się z Bogiem, który wzywa. Jest to nauka języka, którym Bóg do nas mówi i wejście w coraz głębszą relację z Nim. Dzięki temu jest możliwe zweryfikowanie tego, czy to naprawdę Bóg woła, czy też jest to na przykład realizacja własnych marzeń.

– Co obejmuje trzecie i czwarte pole formacji kapłańskiej według św. Jana Pawła II?

– Trzecie pole, to formacja intelektualna, czyli najkrócej mówiąc studia filozoficzno-teologiczne . I czwarte,to formacja pasterska (pastoralna). Jest to ćwiczenie się w tym, jak praktycznie towarzyszyć swoim siostrom i braciom chrześcijanom na drodze życia, w budowaniu wspólnot, przeżywaniu tajemnic życia – radosnych i bolesnych, tak, aby wreszcie razem dostać się do Nieba.

– Na ile ważni w procesie formacji kapłańskiej są wykładowcy, a jaką rangę ma indywidualna praca każdego kleryka?

– Jedno i drugie jest ważne, bo jedno bez drugiego byłoby mało twórcze. Ważne jest świadectwo wykładowcy, który ma nie tylko mówić o Bogu, ale sobą pokazywać, że to, co mówi, jest prawdą głęboko przez niego przeżytą. Ale jeszcze ważniejsze jest to, aby klerycy pytania teologiczne, pytania własne oraz pytania ludzi przynosili Bogu żywemu i na kolanach słuchali Jego wykładu. Mogę zapewnić, że klerycy codziennie tego wykładu na kolanach słuchają adorując Najświętszy Sakrament, medytując Słowo Boże czy modląc się brewiarzem.

– Ksiądz towarzyszy klerykom na co dzień. Jak to jest obserwować ludzi, którzy mierzą się z Bogiem i jak Ksiądz powiedział – przynoszą przed ołtarz pytania swoje i innych ludzi?

– Jest to dla mnie wielki dar. Patrzę na młodych ludzi, którzy mocują się z pytaniem o powołanie. I którzy mają naprawdę wielkie i święte pragnienia. Przy nich wzmacnia się moja wiara. Przy nich przypominam sobie również moje zmagania, umacniam się w przekonaniu, że Bóg mnie potrzebuje, że ma dla mnie zadanie. Dla mnie jest więc łaską patrzeć na tych młodych ludzi. Jak mogę, tak staram się im jakoś pomóc, choć nie przeceniam swoich możliwości...

– Dlaczego nauka w seminarium trwa aż 6 lat?

– Ponieważ dojrzałe człowieczeństwo, dojrzałe chrześcijaństwo i dojrzałe serce pasterza – to wszystko wymaga czasu. Dodatkowo studia seminaryjne obejmują tak naprawdę dwa kierunki studiów – filozofia w podstawowym korpusie oraz teologia. Obie dyscypliny są bardzo bogatymi dziedzinami wiedzy. Studia w seminarium są przez to bardzo intensywne.

– Co więc najwięcej czasu zajmuje klerykom w seminarium, pamiętając o wspomnianym wcześniej zadaniu rozwoju własnej duchowości?

– Najpierw będą to studia i nauka. Potem modlitwa, która w zależności od okresu liturgicznego zajmuje klerykom 2-3 godziny dziennie. Wreszcie życie we wspólnocie i praca na rzecz wspólnoty.

– Profesorowie na świeckich studiach mówią „o ten student jest zdolny, będzie dobrym specjalistą”. A czy w seminarium jest jakiś etap, po którym wykładowcy mogą powiedzieć, że ktoś w przyszłości będzie dobrym księdzem?

– Tylko Pan Bóg zna ludzkie serca. Czasem ci, którzy „dobrze się zapowiadali”, słabo kończyli. I odwrotnie – słabi, przeciętni wyrośli na wspaniałych duszpasterzy. Przewidywanie jest więc trudne, a jak próbujemy to robić, to Pan Bóg uczy nas pokory...

– Od 21 lat posługuje Ksiądz w seminarium przy Krakowskim Przedmieściu 52. Jak na przestrzeni lat zmieniły się osoby chcące zostać kapłanami?

– Dokładnie tak, jak młodzież w Polsce. Wszystkie boleści i radości związane z młodym pokoleniem pukają do drzwi seminarium.

– A gdyby wskazać na jedną sprawę, która powinna nas szczególnie niepokoić nie tylko w kontekście formacji kapłańskiej?

Reklama

– Jest to słabsza kondycja rodziny, co powoduje wiele problemów i deficytów. W seminarium musimy myśleć razem z alumnami, jak te deficyty i problemy przezwyciężać. A czasem nawet, jak leczyć rany zadane w młodości.

– Jak to robicie?

– Każdy potrzebuje czegoś innego. Formatorzy seminaryjni różnicują wyzwania, które stawia się wychowankom, indywidualizują tok ich formacji, bo nie wszyscy muszą iść w jednym tempie do święceń. Czasem kierujemy wychowanków do formacji poza seminaryjnym domem. Ufamy, że właśnie tam doświadczą czegoś, co jest im potrzebne z punku widzenia rozwoju ludzkiego czy rozwoju ich wiary.

– A co w kandydatach do seminarium jest niezmienne? Mimo że zmienił się ustrój, gospodarka, prawa, obyczaje, technika, itd.

– Nie zmieniło się to, że Pan Bóg uparcie puka do serc ludzkich, niezależnie od tego, czy wychowali się w poprzedniej epoce, czy też są dziećmi epoki Web 2.0. Ludzie ci czują „niepokój powołania”, on smakuje ciągle tak samo.

– Z czego wynika ten „niepokój powołania”?

– Z tego, aby się nie minąć z wolą Bożą. Żeby nie zgubić swojego szczęścia, które jest właśnie w tym, by przyłączyć się do Boga, który ma pomysł dla mojego życia. Wtedy mamy pewność osiągnięcia naszego życiowego maksimum. A właśnie takiego życia – „na maksa” – chce każdy młody człowiek.

– Na początku kandydat na kleryka odbywa rozmowę. Czego ona dotyczy i w jakich okolicznościach się odbywa?

– Jest to osobista rozmowa z rektorem. U nas najczęściej odbywa się ona na seminaryjnej furcie. Dotyczy m.in. historii powołania. Próbujemy razem czytać znaki Bożego działania w życiu kandydata.

– Nie wszyscy kandydaci się dostają. Co najczęściej jest przeszkodą? I co wówczas Ksiądz radzi?

– To zazwyczaj są kwestie jakiejś niedojrzałości. Jeżeli np. jest to świeża myśl, która nie osadziła się głęboko w sercu człowieka, to zalecamy dłuższy czas na wstępne rozeznanie. Bywają też przypadki, że w życiu kandydata zaistniały jakieś fakty, konkretne zaangażowania, które rodzą odpowiedzialność. W takich sytuacjach mówimy, że wszystkie te sprawy trzeba najpierw wyjaśnić albo tłumaczymy, że tego nie da się pogodzić z etosem, stylem życia kapłana, opartym na całkowitym darze z siebie.

– To musi być trudne doświadczenie. Inni przyjęci, a on nie...

– Oczywiście, ponieważ każdy – jak myślę – przychodzi tutaj z dobrą wolą. Chciałbym jednak podkreślić, że przyjęcie nie przesądza sprawy. Tak jak powiedziałem na początku rozmowy – seminarium to jest najpierw czas rozeznawania powołania. W logikę działania seminarium są więc wkalkulowane odejścia. Są więc tacy, którzy po jakimś czasie mówią: przemodliłem sprawę, przegadałem ją z kierownikiem duchowym – teraz wiem, że to nie moja droga. Dziękuję za ten czas rekolekcji, które tu przeżyłem. Idę spokojnie w życie świeckie i to na jego drogach będę realizował Bożą wolę.

– A czy są osoby, które pukają do bram seminarium po raz drugi?

– Tak. Są to osoby, które po odejściu z seminarium odkryły na nowo swoje powołanie, albo przychodzą znów, gdyż zrealizowali zalecenia, które wcześniej, w toku formacji, otrzymali.

– I co wtedy?

– Ponownie badamy sprawę. W ostatnich latach mieliśmy kilka takich przypadków. Większość z tych osób potrzebowała dłuższego i pogłębionego namysłu nad swoją drogą do kapłaństwa.

– Początek lipca to czas decyzji zwłaszcza dla maturzystów i kończących studia. Co radziłby Ksiądz tym, którzy wahają się, czy zapukać, czy nie do bram seminarium?

– Przez rok byłem w wojsku. Na zajęciach z taktyki mówiono nam, że w sytuacji niepewności czasami trzeba dokonać „rozpoznania bojem”, aby dowiedzieć się, co jest po drugiej stronie linii frontu. Tak więc osobie wahającej się powiem: spróbuj! Przychodząc przeżyjesz na pewno dobre rekolekcje. Nikt Ciebie tutaj za nogę nie przywiąże, jeśli to nie jest twoje powołanie – odejdziesz i pójdziesz inną Bożą ścieżką. Inaczej będziesz się męczył do końca życia, mówiąc sobie, że może Bóg Cię wołał, a ty byłeś tak małoduszny, że powiedziałeś: nie. Tak więc nie bój się spróbować. Czekamy.

– To rada dla kandydatów do seminariów. Ale na koniec chciałbym zapytać o radę dla rodzin, które, tak jak Ksiądz powiedział, dzisiaj przeżywają kryzysy. Coraz więcej naukowców wskazuje, że początek kłopotów mających miejsce w domu zaczyna się od zerwania z wiarą. Jak więc współpracować z łaską Bożą, aby nie zatracić w sobie powołania do bycia żoną, mężem, matką czy ojcem?

– Skoro taka jest diagnoza naukowców, to odpowiem tak jak lekarz, który nie owija w bawełnę, tylko wprost mówi prawdę swoim pacjentom, dowiadującym się o ciężkiej chorobie. Jeśli chcecie żyć – módlcie się! Przyjmujcie sakramenty! I otaczajcie się ludźmi, którzy wierzą – trwajcie w Kościele!

2019-06-25 14:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jubileusz absolwentów Niższego Seminarium Duchownego sprzed 60-u lat

[ TEMATY ]

jubileusz

seminarium

Bożena Sztajner/Niedziela

Absolwenci Niższego Seminarium Duchownego w Częstochowie

Absolwenci Niższego Seminarium Duchownego w Częstochowie

„Niższe Seminarium Duchowne to jest szkoła szczególnego rozeznania powołania życiowego” - mówił ks. dr Jerzy Bielecki, rektor Niższego Seminarium Duchownego w Częstochowie, witając 24 maja w kaplicy pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Niższym Seminarium Duchownym w Częstochowie absolwentów, który ukończyli naukę w Seminarium w 1956 r., 60 lat temu.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: liczy się tylko miłość

2024-05-15 10:30

[ TEMATY ]

Franciszek

PAP/EPA/Riccardo Antimiani

„Chrześcijańska miłość obejmuje to, co nie jest urocze, oferuje przebaczenie, błogosławi tych, którzy przeklinają. Jest to miłość tak śmiała, że zdaje się prawie niemożliwa, a jednak jest jedyną rzeczą, która po nas pozostanie. Jest to «ciasna brama», przez którą musimy przejść, aby wejść do Królestwa Bożego” - mówił papież podczas dzisiejszej audiencji ogólnej. Swoją katechezę Ojciec Święty poświęcił teologalnej cnocie miłości.

Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję