Reklama

Duśka jedzie do Wenecji

Niedziela Ogólnopolska 18/2017, str. 39

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Podlała paprotkę, była z niej dumna, olbrzymia paproć wciąż rosła i rozparła się w ich wizytowym pokoju jak w dżungli. Ziemniaki zdjęte z gazu, kotlety upieczone, a rondelek z kapustką na ciepło jeszcze parował. Kazek zwykle o tej porze już siedział przy stole. Dziś jednak było wyjątkowo, odświętnie – to był ostatni dzień w hucie. Od dziś, każdego ranka, Kazio będzie mógł się wylegiwać, ile tylko zechce. Dobrze, że doradziła mu tę wcześniejszą emeryturę. Dwa lata nie będzie mógł nigdzie pracować, ale dostaną do ręki ponad sto dwadzieścia tysięcy złotych odprawy. Nie wiadomo, czy za dwa lata huta będzie jeszcze cokolwiek robiła, więc lepiej brać, ile dają, i uciekać.

Jego kroki usłyszała już na klatce schodowej, lekko utykał – w młodości ciężki odlew spadł mu na stopę. Od kiedy w hucie imienia Sendzimira ogłoszono program zwolnień grupowych, wspólnie analizowali różne propozycje dyrekcji. Kiedy oboje uznali, że więcej już nie dostaną, razem podjęli decyzję o odejściu Kazia z pracy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Ale chłopaki wyprawili mi pożegnanie, Duśka, nie masz pojęcia, tyle lat w jednym zakładzie! Oj, popłakałem się, jak opróżniałem moją szafkę.

– Chodź, umyj ręce i prędko siadaj do stołu, upiekłam dziś twoje ulubione kotleciki z zasmażaną kapustką.

– Mmmmm, czuję... – niespodziewanie pocałował ją w usta.

– Wariat – wyrwała się. – Umyj ręce i nie cuduj!

Wieczorem długo rozmawiali. Zastanawiali się, jak to będzie, gdy huta przeleje im na konto taką górę pieniędzy, całe sto dwadzieścia tysięcy. Duśka całe swoje życie spędziła w Nowej Hucie, na osiedlu Stalowym. Troje ich dzieci było już dorosłe, „na swoim”.

– Wiesz co, ty nigdy nie miałaś większych pieniędzy do dyspozycji, dam ci moją kartę do bankomatu i gospodarz tym. Zawsze rządziłaś naszymi pieniędzmi, mnie to najwyżej na papieroski i piwko raz w tygodniu wydzielisz – mruknął, przewracając się na lewy bok – na prawym nie mógł spać, bo mu kiedyś w „Słonecznej” pijacy nos złamali.

Reklama

Długo jeszcze myślała, trochę się bała planować, na co te pieniądze wydadzą.

Kazik już chrapał, a ona dalej zmagała się z widokiem stosików setek, równo poukładanych na ich kuchennym stole. Tyle pieniędzy!

– Małe pieniądze – mały kłopot, duże pieniądze – wielki kłopot – spocona przewracała się z boku na bok, świtało już, gdy wreszcie trochę się zdrzemnęła.

Nie spała długo, Kazik zerwał się o szóstej. Nie chciał jej budzić, ale przecież widziała, jak chodził po pokoju z kąta w kąt, jak zwierz zamknięty w klatce.

– Duśka, no nie umiem sam tak rano. Zawsze robiłaś kawkę i jajeczko, mówiłaś do mnie, a teraz tak, kurczę... niepasownie jakoś – usprawiedliwiał się, gdy wstała.

Wyjrzeli za kuchenne okno, ostatni hutnicy – spóźnieni – biegli na przystanek tramwajowy.

– Jakoś łyso... – mruknął.

– Nie martw się, teraz możesz się odleczyć i pomyśleć o wszystkim. Pamiętasz, jak zawsze żałowałeś, że nie masz głowy do czytania książek?

– Nooo...

– To teraz wyrobię ci kartę do biblioteki i będziesz chodził.

– Teraz to możemy sobie sami książki kupować.

Usiedli przy stole. W kuchni pachniało świeżo zaparzoną kawą.

– Wymyśliłam, Kazik.

– Noooo – chrząknął z pełnymi ustami.

– Trochę damy dzieciom, trochę pożyjemy... no i – przygryzła wargę – pojechalibyśmy tam, wiesz...

– Do Wenecji?

– Zawsze bardzo chciałam.

– A ile pożyjemy?

– Dwa tygodnie.

– Duśka, jesteś moim kierownikiem, masz łeb.

Wyszedł do kiosku „Ruchu” po „Dziennik Polski”. Duśka stanęła przy kredensie i wyjęła gruby, szkolny zeszyt w kratkę. Usiadła przy stole i zaczęła go metodycznie targać, kartka po kartce, pedantycznie, na cztery.

Reklama

Zastał ją siedzącą nad sporą kupką papierowego puchu.

– Koniec z tym dziadowskim zapisywaniem wydatków – wyjaśniła, gdy poczuła na sobie jego pytające spojrzenie.

Przez kilka tygodni spokojnie układali swoje nowe życie. Czytali książki i kupili sobie cztery albumy o Wenecji – nie potrafili zdecydować, który jest najlepszy, więc kupili wszystkie. Teraz całe popołudnia spacerowali po ciasnych uliczkach, spoglądali na kanały i rozmarzonym wzrokiem śledzili statki na błękitnym morzu.

Każdemu z dzieci dali po równo, sprawiedliwie wydzielone dziesięć tysięcy. Zaprosili sąsiadów i urządzili piękną ucztę z zagranicznymi alkoholami i cateringiem z firmy „Aspen”, gdzie kiedyś Duśka sprzątała.

W pewien poniedziałek wynajęli taksówkę i pojechali na lotnisko w Balicach. Kazik, dumny jak paw, zaprosił ją na prawdziwą kawę w lotniskowej restauracji, potem kupili sobie whisky i wieczorem ululali się jak „małe foki” – tak określił to na drugi dzień Kazik. Kupili sobie też płytę DVD o Wenecji i przez cały weekend rozkoszowali się żywym widokiem „Torcikowego Miasta” (określenie Duśki). Duśka opowiadała Kazikowi o tym, jak kiedyś w mieszkaniu ciotki znalazła zdjęcia Wenecji i od tej pory zawsze marzyła, aby kiedyś zobaczyć to włoskie cudo; wtedy też ochrzciła Wenecję po swojemu jako „Torcikowe Miasto”.

Nigdy nie mieli pieniędzy, aby jechać chociaż nad morze. Dzieci, kłopoty, choroby, tak żyli wszyscy ich sąsiedzi. Oby do pierwszego albo do wygranej w totka, ale nikt z ich znajomych nigdy nie wygrał. Kupili sobie tani laptop na wyprzedaży w Media Markcie i wyszukiwali najtańsze loty w kierunku Wenecji, szukali też ciekawych kwater. Razem planowali cały pobyt, każdą godzinę, tak aby nic nie stracić i aby wrażeń starczyło na całe życie. Kiedy odwiedzały ich córki z mężami, wszyscy obowiązkowo musieli zobaczyć film o Wenecji i wielką mapę miasta powieszoną na ścianie pokoju dziennego, tuż nad paprotką. Tam precyzyjnie narysowali cały plan zwiedzania „Torcikowego Miasta”.

Reklama

Pewnego dnia Kazik wrócił z baru mocno poruszony.

– Pamiętasz Sylwię?

– Tę małą, córkę pani Heli z kiosku „Ruchu”?

– Tak.

– Ojciec uciekł ze trzy lata temu, pewnie, że pamiętam.

– Ma białaczkę.

– Jezuuuu! – Duśka aż przysiadła na kuchennym zydelku.

Następnego dnia wrócił z kolejną nowiną: – Byli w klinice, lekarze powiedzieli, że mała Sylwia nie ma szans, jedynie przeszczep szpiku mógłby jej pomóc, ale to kosztuje osiemdziesiąt tysięcy.

– Szkoda mi tej Helenki, nic w życiu nie podżyła.

Duśka w nocy długo nie spała, prawie do świtu.

Rankiem, gdy Kazik zaczął po swojemu krążyć po pokoju jak w klatce, zerwała się i poprosiła go do kuchni. Po raz pierwszy jajecznica była przesolona, ale nie dawał tego po sobie poznać.

– Kazik, musimy porozmawiać.

– Zawsze rozmawiamy – parsknął z ustami oprószonymi okruszynami świeżego chleba.

– Teraz najważniej musimy pogadać.

Skinął głową.

– Ta Helenka...

– No?

– Damy jej te pieniądze, co nam zostały na wycieczkę.

– A Wenecja?

– Poczeka, tyle czekała, to jeszcze na nas poczeka.

– Duśka... – wstał i pocałował ją w rękę.

Minął miesiąc, w sobotę Kazik zaprosił Duśkę do „Cocktail-baru” na ulicy Karmelickiej w samym centrum Krakowa.

– Mam jeszcze trochę zaskórniaków, starczy na piękny torcik i mleczne koktajle – zapewnił ją.

Kiedy jechali „dwudziestką czwórką”, nie uśmiechał się, ale ładnie wyglądał w niedzielnym garniturze. Było ciepło, przez otwarte okno wpadały pierwsze wiosenne podmuchy.

– Smakuje ci torcik?

– Prawie tak jak Wenecja – odpowiedziała uśmiechnięta.

Reklama

Miała na sobie szykowny granatowy kapelusik, jeszcze po starej ciotce, znów modny.

– Szkoda.

– Co? – spoważniała.

– Sylwia umarła.

Duśka cicho płakała, jej łzy spływały wprost na śnieżnobiały torcik hiszpański. Kazik spróbował, tak słono-słodko smakował.

Kiedyś na pewno pojadą do Wenecji. Kiedyś – bo na razie Kazik pracuje na czarno, do końca zakazu pracy został mu jeszcze rok, ale może w totka się poszczęści, gra co trzy dni.

Duśka w niedziele na Mszy św. w kościele w Mistrzejowicach siedzi z Helenką – mamą Sylwii – w jednej ławce.

Może kiedyś we trójkę pojadą do Wenecji.

2017-04-26 10:01

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Niezwyciężony atleta Chrystusa - takim tytułem św. Andrzeja Bobolę nazwał papież Pius XII w swojej encyklice, napisanej z okazji rocznicy śmierci polskiego świętego. Dziś, gdy wiara katolicka jest atakowana z wielu stron, św. Andrzej Bobola może być ciągle stawiany jako przykład czystości i niezłomności wiary oraz wielkiego zaangażowania misyjnego.

Św. Andrzej Bobola żył na początku XVII wieku. Ten jezuita-misjonarz przemierzał rozległe obszary znajdujące się dzisiaj na terytorium Polski, Białorusi i Litwy, aby nieść Dobrą Nowinę ludziom opuszczonym i religijnie zaniedbanym. Uwieńczeniem jego gorliwego życia było męczeństwo za wiarę, którą poniósł 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim. Papież Pius XI kanonizował w Rzymie Andrzeja Bobolę 17 kwietnia 1938 roku.

CZYTAJ DALEJ

Sędzia zdradził Polskę dla rosyjskiego miru

2024-05-12 13:04

[ TEMATY ]

komentarz

Adobe Stock

Ucieczka w kierunku Moskwy sędziego Tomasza Szmydta jest najbardziej widowiskową zdradą narodową w całej historii III RP. Sytuacja jest po wielokroć bardziej niebezpieczna niż agenturalne historie z lat 90., bo niestety żyjemy w czasach, gdy Rosja znów toczy swoje neoimperialne wojny, które są realnym zagrożeniem dla naszej państwowości.

Sędzia Tomasz Szmydt po ucieczce na Białoruś stał się gwiazdą zarówno białoruskich jak i rosyjskich mediów. Jest przedstawicielem "polskiej opozycji", która z "racjonalnych" powodów popiera politykę Moskwy oraz Mińska i jednocześnie sprzeciwia się wspieraniu walczącej Ukrainy. Mówi, że w Polsce są silne wpływy białoruskie i rosyjskie, bo ludzie chcą żyć w słowiańskiej przyjaźni. Chwali Łukaszenkę i Putina, a władze w Kijowie nazywa totalitarnymi. Jakby zupełnie nie dostrzegał faktu, kto w tej wojnie jest zbrodniczym agresorem, a więc kto jest katem, a kto broniącą się ofiarą.

CZYTAJ DALEJ

43. rocznica zamachu na Jana Pawła II

2024-05-12 22:59

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Adam Bujak, Arturo Mari/Biały Kruk

43 lata temu, 13 maja 1981 roku, miał miejsce zamach na życie Jana Pawła II. Podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra w Rzymie, o godz. 17.19 uzbrojony napastnik Mehmet Ali Agca, oddał w stronę Ojca Świętego strzały.

Wybuchła panika, a papieża, ciężko ranionego w brzuch i w rękę natychmiast przewieziono do kliniki w Gemelli, gdzie rozpoczęła się kilkugodzinna dramatyczna walka o jego życie. Cały świat w ogromnym napięciu śledził napływające doniesienia. Wszyscy zadawali sobie pytanie, czy Jan Paweł II przeżyje. Dziś miejsce zamachu na papieża upamiętnia płytka w bruku po prawej stronie przy kolumnadzie Placu św. Piotra.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję