Reklama

Wywiad kard. Stanisława Dziwisza dla tygodnika „Niedziela”

Każdy ma swoją osobowość

Czas pełnienia obowiązków przez kard. Stanisława Dziwisza na urzędzie metropolity krakowskiego dobiega końca. O służbie Kościołowi, Polsce i Krakowowi na tym stanowisku z duchowym synem Jana Pawła II rozmawia Maria Fortuna-Sudor

Niedziela Ogólnopolska 4/2017, str. 12-13

Mazur/episkopat.pl

Kard. Stanisław Dziwisz

Kard. Stanisław Dziwisz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARIA FORTUNA-SUDOR: – Księże Kardynale, od chwili ingresu do katedry wawelskiej minęło ponad 11 lat. Jakie wspomnienia wywołuje data 27 sierpnia 2005 r.?

KARD. STANISŁAW DZIWISZ: – W pewnym sensie w tym dniu wróciłem do swojego świata. To, co trudne, miało miejsce wcześniej. Niedługo po śmierci Jana Pawła II papież Benedykt XVI zaprosił mnie do koncelebry Mszy św. w prywatnej kaplicy, a potem do biura, gdzie przedstawił mi swoją propozycję – Ojciec Święty zaproponował mi objęcie urzędu metropolity w Krakowie. To był dla mnie szczególny moment, któremu towarzyszyło wewnętrzne poruszenie, a nawet pewien wstrząs. Zdawałem sobie sprawę, przed jaką decyzją staję. Znałem przecież archidiecezję krakowską. W duchu stanęły przede mną wszystkie wielkie postacie, które ten Kościół tworzyły, począwszy od św. Stanisława aż do ostatnich kardynałów: Wojtyły i Macharskiego. Pamiętam, że starałem się bronić. Powiedziałem Ojcu Świętemu, że w Krakowie byli wielcy pasterze, prawdziwi książęta Kościoła. Po dłuższej rozmowie, pełnej życzliwości dla diecezji, i muszę powiedzieć: również dla mnie, wyraziłem zgodę. Podziękowałem oraz zapewniłem, że będę wypełniać wolę Ojca Świętego, i w imię Boże podejmę obowiązki w archidiecezji krakowskiej.

– A jak wyglądał sam ingres?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Ponieważ przejście z Watykanu do Krakowa i przygotowanie do objęcia urzędu metropolity trochę trwało, mogłem wiele spraw przemyśleć, a i różne napięcia ustały. Sam ingres przeżyłem z wewnętrznym spokojem, choć, oczywiście, był on wielkim wydarzeniem. Ucieszyłem się, ponieważ wśród wielu uczestniczących osób była również liczna reprezentacja z diecezji rzymskiej, która po latach posługi przy Ojcu Świętym stała mi się bardzo bliska.

– Czy trudno było Eminencji wypełniać zadania po objęciu urzędu metropolity?

– Posługę rozpocząłem z doświadczeniem nie tylko watykańskim. Wcześniej byłem 12 lat w Krakowie przy kard. Karolu Wojtyle. Przyglądałem się diecezji oraz jej pasterzowi. To była niezwykle intensywna szkoła formacji ludzkiej. Kard. Wojtyła formował ludzi, ukazując cel, do którego zmierzamy, oraz środki potrzebne do jego realizacji. On miał wizję, którą kreślił, a szczegóły pozostawiał współpracownikom. Podobnie starałem się działać w czasie ostatnich 11 lat. Starałem się, na ile moje przygotowanie i zdolności pozwalały, prowadzić diecezję we współpracy z biskupami oraz pracownikami Kurii. Oni przekonali się do wyznaczonej przeze mnie drogi, a ja im po prostu zaufałem. Za tę współpracę jestem im bardzo wdzięczny. Odchodzę na emeryturę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

– W czasie służenia Kościołowi krakowskiemu niejednokrotnie stawał Ksiądz Kardynał przed trudnymi decyzjami. Jedną z nich było złożenie ciał prezydenta RP śp. Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki w katedrze wawelskiej.

Reklama

– Pogrzeb pary prezydenckiej w katedrze na Wawelu nie był moją inicjatywą. Przekazał mi ją jeden z ministrów, który do mnie przybył. Odpowiedziałem, że to zbyt ważna decyzja, abym miał podejmować ją sam. Następnego dnia telefonicznie rozmawiałem na ten temat z p. Bronisławem Komorowskim, który wówczas pełnił obowiązki prezydenta, oraz innymi osobami, aby skonsultować sprawę i dojść do wspólnej decyzji. W końcu zajęto stanowisko: postanowiono, że rząd zapewni godny pogrzeb, natomiast rodzinie pozostawiono decyzję odnośnie do miejsca pochówku ciał. Osobiście nie miałem zastrzeżeń. Przemawiały za tym nadzwyczajne okoliczności, ogromny dramat, który dokonał się pod Smoleńskiem. Jak się okazało, ta decyzja podzieliła Polaków. Negatywnie ustosunkowani do prezydenta Kaczyńskiego nie chcieli jej zaakceptować, ale szeroko rozumiane społeczeństwo było za nią, co pokazała wyjątkowa uroczystość pogrzebowa. Ale w tym czasie pojawiło się krytyczne nastawienie do biskupa krakowskiego.

– A czy jest taka decyzja, której Ksiądz Kardynał żałuje?

– Może mi Pani podpowie? Trudnych wyborów było sporo. Szczególnie niełatwe były decyzje personalne. Starałem się tak postępować, by osoba zrozumiała, że dana decyzja jest słuszna. Nie kierowałem się opiniami przekazywanymi przez media, ale starałem się zachowywać dobrze pojętą niezależność. A przede wszystkim pamiętać, że człowiek ma zadania, do których został wezwany przez Boga i te wyznaczone przez Kościół, i że to jest najważniejsze. To nie znaczy, że lekceważyłem opinie czy zdanie innych, ale gdybym przy podejmowaniu decyzji patrzył jedynie na to, kto i co napisze lub powie, moje życie i praca byłyby koszmarem.

– Media nie zawsze były dla Eminencji łaskawe. Różnie oceniały, niejednokrotnie krytykowały. Jak Ksiądz Kardynał odbierał określenia typu: „kardynał – postać niejednoznaczna” czy np. „nie ma charyzmy poprzedników”?

– To określenie „kardynał niejednoznaczny” bym sobie zostawił (śmiech). A co do drugiego, to mam takie samo zdanie. Przecież każdy ma swoją osobowość i nie mogę być taki jak moi poprzednicy, bo nie byłbym sobą.

– A czy są dziennikarze, którzy w sposób szczególny „zaszli Kardynałowi za skórę”?

Reklama

– Zdarzają się dziennikarze niekoherentni – kontakt z nimi jest bardzo sympatyczny, a potem mówią lub piszą coś w zgoła innym tonie. W takich sytuacjach człowiek odczuwa pewien zawód. Ale cenię pracę dziennikarzy. Oni mogą zrobić wiele dobrego. Mogą też popełniać błędy. Jeśli robią to z premedytacją, jest to złem. Oczywiście, trudno być dziennikarzem całkowicie niezależnym. Ale mimo wszystko szanujący się dziennikarz pozostaje sobą.

– Przypuszczam, że obok sytuacji trudnych były także te miłe. Którą z nich Eminencja szczególnie zapamiętał?

– Niewątpliwie radości wszystkim Polakom dostarczyły beatyfikacja, a potem kanonizacja Jana Pawła II. Dla mnie to były niezwykłe chwile. Człowiek, obok którego żyłem od lat i do ostatniego dnia, został wyniesiony do chwały ołtarzy. To było wielkie wydarzenie dla nas, którzy na co dzień byliśmy z nim, a jak było trzeba, to czuwaliśmy przy nim również w nocy. Ale zawsze poczytywaliśmy to sobie za łaskę.

– Z myślą o upamiętnieniu Jana Pawła II powstało Centrum na Białych Morzach. Nie wszyscy chwalili realizację tego pomysłu...

Reklama

– To prawda. Nawet księża, przyjaciele twierdzili, że są inne zapotrzebowania. Podjąłem decyzję ze względu na Jana Pawła II – myśląc o przyszłych pokoleniach. Chciałem stworzyć miejsce, gdzie będą mogli się spotkać z osobą Jana Pawła II i jego dziedzictwem. Byłem spokojny, bo nie zacząłem z próżnymi rękami. Pierwsze publikacje przyniosły mi ogromne wsparcie. A potem idea uruchamiała życzliwość i wiele osób w Polsce i na świecie wsparło tę inicjatywę. Chodziło o to, żeby na terenie Solvayu, gdzie przyszły papież pracował, nieopodal sanktuarium Bożego Miłosierdzia, do którego chodził, powstał Dom św. Jana Pawła II. Wystarczy zobaczyć, ilu ludzi tam przychodzi, nie tylko aby zwiedzać i podziwiać, ale przede wszystkim, by się modlić i szukać pomocy u św. Jana Pawła II.

– Przybywa osób i instytucji pragnących wyrazić Eminencji wdzięczność, podziękować za służbę Kościołowi na urzędzie metropolity. Czym jest ten czas przed ingresem nowego metropolity?

– Muszę powiedzieć, że tyle osób, środowisk i instytucji stara się okazać mi wdzięczność, że trochę mnie to krępuje. Chociaż gorzej by było, gdyby mi mówili: „dobrze, że idziesz!”. Doświadczam ogromnej życzliwości, za którą jestem wdzięczny.

– Ksiądz Kardynał podkreśla, że nadal będzie służyć Kościołowi, Polsce i Krakowowi. Proszę uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, na czym to służenie będzie polegać, jaką formę przyjmie.

– Żegnam się z urzędem, ale nie z Krakowem. Ze wszystkich sił będę się starał nie przeszkadzać i zrobię wszystko, aby było jasne, że w diecezji jest jeden pasterz. Oczywiście, biskup nie może spocząć na laurach, ale powinien się angażować w życie Kościoła. I mam taki zamiar. Moja współpraca z kard. Macharskim oraz z biskupami pomocniczymi była znakomita – każdy mógł realizować swoje zadania. Ta różnorodność na pewno ubogaca Kościół.

– Wśród zadań, o których się mówi, jest praca nad notatkami, które Eminencja prowadził przez cały pontyfikat Jana Pawła II. Proszę powiedzieć, co zawierają?

Reklama

– Zapisywałem je codziennie, od pierwszego do ostatniego dnia pontyfikatu. Jak wiadomo, pamięć ludzka jest zawodna, ale mając te notatki przed oczyma, można odtworzyć dzień po dniu posługę Jana Pawła II. To są cenne zapiski, do których zdarza mi się wracać. I myślę, że będzie okazja, aby na emeryturze się nimi zająć, chociaż wiem, że nie da się tego opublikować bez opracowania.

– Tymczasem jest okazja, aby Eminencja zwrócił się do Czytelników „Niedzieli”.

– Życzę Wam, abyście zawsze byli wierni nauczaniu Waszych ojców w wierze!

– Amen! Dziękuję za rozmowę.

* * *

Ingres

W liturgiczne wspomnienie św. Tomasza z Akwinu, doktora Kościoła, dnia 28 stycznia 2017 o godz. 11 podczas Mszy św. w katedrze na Wawelu odbędzie się kanoniczne i liturgiczne rozpoczęcie posługi w archidiecezji krakowskiej abp. Marka Jędraszewskiego metropolity krakowskiego

2017-01-18 10:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zaginął ks. dr Marek Wodawski. Wyszedł z mieszkania i ślad po nim zaginął

2025-11-12 21:09

[ TEMATY ]

policja

poszukiwanie

ks. dr Marek Wodawski

zaginął

KRP Warszawa VII

Zaginął ks. dr Marek Wodawski

Zaginął ks. dr Marek Wodawski

Policjanci z Warszawy poszukują zaginionego 44-letniego ks. Marka Wodawskiego. Kapłan 7 listopada 2025 r. wyszedł z mieszkania przy ulicy Białowieskiej i do chwili obecnej nie powrócił, ani też nie nawiązał kontaktu z nikim z bliskich.

Funkcjonariusze opublikowali na stronie internetowej KRP Warszawa VII rysopis i zdjęcia poszukiwanego.
CZYTAJ DALEJ

Premierowi brakuje długopisu

2025-11-15 10:12

[ TEMATY ]

felieton

Prezydent Karol Nawrocki

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Sto dni temu Karol Nawrocki stanął w Sejmie, złożył przysięgę i – wbrew przyzwyczajeniom ostatnich lat – nie zaczął swojej prezydentury od wojennego okrzyku, tylko od wezwania do jedności i osobistego przebaczenia. W inauguracyjnym orędziu nie było ani fajerwerków PR, ani łzawych opowieści o własnym życiu. Był za to bardzo konkretny plan: „Plan 21”, mocne akcenty suwerenności, sprzeciw wobec dalszego oddawania kompetencji do Brukseli, wsparcie dla inwestycji strategicznych – od CPK po modernizację armii – oraz zapowiedź naprawy ustroju i pracy nad nową konstytucją do 2030 roku. Do tego diagnoza: lawinowo rosnący dług, kryzys demograficzny, zapaść mieszkalnictwa.

„Polska jest na bardzo złej drodze do rozwoju” – powiedział prezydent. Trudno się z tą diagnozą spierać, nawet jeśli ktoś nie głosował na Nawrockiego. Minęło raptem sto dni i nagle okazuje się, że za wszystkie niepowodzenia rządu odpowiada właśnie on. Koalicja Obywatelska wypuszcza grote-skowy filmik, w którym prezydent zostaje ochrzczony „wetomatem”. Ugrupowanie, którego lider sam przyznał, że zrealizował około 30 procent własnych „100 konkretów na 100 dni” – ale w… 700 dni – teraz chce rozliczać głowę państwa z każdej decyzji. Donald Tusk już tłumaczył obywatelom, że obietnice go nie obowiązują, bo nie dostał „100 procent władzy”, więc trzydzieści procent powinno nam wystarczyć. Problem w tym, że dzień przed zaprzysiężeniem rządu, już po znanych wynikach i podziale mandatów, z sejmowej mównicy w dość butnym tonie te same zobowiązania potwierdzał, trzymając w ręku słynny program.
CZYTAJ DALEJ

Czy maszyna naprawdę w końcu zastąpi człowieka? Nowości o sztucznej inteligencji już 18 listopada na UKSW w Warszawie!

2025-11-15 15:36

[ TEMATY ]

felieton

Milena Kindziuk

Red

Już sam program konferencji intryguje. Co więcej, świetnie rezonuje on z niedawnym apelem papieża Leona XIV, by podchodzić do AI opierając się na edukacji, etyce i odpowiedzialności. Tak, by sztuczna inteligencja stała się sprzymierzeńcem, a nie zagrożeniem.

Proszę wyobrazić sobie świat, w którym nastolatek, scrollując nocą przez ekran, pyta chatbota o sens życia. A ten – z błyskiem algorytmu – odpowiada: "Sens? To ty go tworzysz, kolego. Oto przepis: 42% TIK-TOK, 30% memy i reszta na Netflixie". Śmiech? Może. Ale aż strach myśleć, co za tym się kryje – brak etyki i manipulacja emocjami, karmiona danymi z twoich lajków i scrolli. Brzmi jak science-fiction? A jednak to już nasza codzienność. Dlatego głos w sprawie sztucznej inteligencji coraz częściej zabiera także Watykan. Sam papież Leon XIV, na niedawnej audiencji dla uczestników międzynarodowego spotkania poświęconego godności dzieci i młodzieży w epoce AI, mówił o cieniach, jakie rzucają algorytmy na młode umysły: o uzależnieniu od wirtualnych luster, o tożsamości budowanej z pikseli zamiast relacji, o świecie, gdzie empatia staje się luksusem, a dezinformacja – normą. "Potrzebna jest ciągła edukacja i wychowywanie młodych pokoleń…., trzeba edukować i wychowywać do odpowiedzialności” – te słowa papieża brzmią jak dzwon alarmowy w cybernetycznym chaosie. Ostrzegają przed iluzją, gdzie algorytmy stają się substytutem matczynego uścisku czy ojcowskiej rady, a generatywna AI – cichym architektem sumień. Papież nie straszy – wzywa. Rodziców, szkoły, uczelnie: odzyskajmy ster, zanim będzie za późno. W tym apelu, co warto podkreślić, kryje się też nadzieja: AI może być narzędziem, nie zagrożeniem. Narzędziem - bardzo pomocnym.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję